sobota, 12 kwietnia 2014

VII

Koło pierwszej w nocy obudziłam się zlana potem. Oszołomiona szukałam Justina, klepiąc po omacku po poduszkach, ale znalazłam tylko Jaydena. Chwilę mi zajęło uświadomienie sobie, że przecież Justin śpi na dole, zjarany, ledwo żywy... Właśnie, może sprawdzę czy wszystko okej... Delikatnie kładę Jaya do łóżeczka, żeby nie spadł z naszego. Jęczy cicho, ale się nie budzi. Mlaszcze tylko słodko i przekręca główkę na bok. Na palcach schodzę czując niemiłe ukłucie niepokoju w żołądku. Otwieram drzwi i widzę jak śpi spokojnie, ze zmarszczonym czołem, jedną rękę ma nad głową, a drugą obejmuje poduszkę. Przez chwilę patrzę się jak spokojnie, miarowo oddycha i powoli odchodzi niepokój, a zastępuje go gniew. Jestem na niego tak wściekła! Mam ochotę obudzić go teraz i wydrzeć się na niego, ale wiem, że to nie da takiego efektu. Gorzej będzie z samego rana, kiedy wstanie.
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była na niego zła. Nigdy jeszcze nie dał mi takiego powodu. No może ten jeden raz, kiedy przytulał Barbarę, ale wszystko się szybko wyjaśniło. Te kilka godzin było dla mnie udręką, a teraz? Teraz moje serce rozpada się na miliony kawałeczków. Martwię się o niego, ale jestem zła, bo obiecał, że więcej nie będzie ćpał. Jasne, kocham go ale to za wiele. Jak może się tak zachowywać? Był ledwo żywy. To dziecinne i niedojrzałe. Może jego obawy były słuszne? Może jeszcze nie dojrzał, żeby się ustabilizować?
Patrzę tak na niego z ciężkim sercem i ledwo co daję radę się odwrócić i wrócić do łóżka. Leżę tak przez godzinę, ale sen, jak na złość, nie chce przyjść. Wstaję zrezygnowana i schodzę na dół do kuchni, a następnie z kubkiem gorącej herbaty siadam owinięta kocem na jednym z leżaków nad basenem. Patrzę na nasz ogromny ogród, wielkie, niewykorzystane pole i twierdzę, że powoli zaczynam się męczyć. Jasne, Los Angeles ma swoje uroki, ale siedzimy tu już bardzo długo. Pamiętam jak bardzo zmęczona byłam wiecznym podróżowaniem podczas trasy, nowi ludzie, hotele, nowe miejsca, ale przynajmniej wtedy nie było tej rutyny, która się między nas wkradła. Justin i ja byliśmy wtedy bardziej spontaniczni, bo takie też było nasze życie. Nie wiedzieliśmy co stanie się następnego dnia, za dwa dni, czy za tydzień. Wszystko było niespodzianką, a jedyne co było pewne to to, że wsiądziemy do samolotu bądź autobusu. Tęsknię za tym, ale wiem, że tylko dlatego, że teraz nie możemy się nigdzie ruszyć. Jedyne co możemy zrobić, to przed wydaniem płyty, kiedy wszystko będzie przygotowywane, wyjechać na jakiś czas na Bali i tam odpocząć, powygłupiać się i spędzić czas z rodziną i znajomymi. Nie będzie to takie trudne, ale chyba ja się muszę do tego zabrać, bo Justin musi trochę popracować nad płytą, ale co najważniejsze, nas sobą…
Rozmyślając tak, obserwowałam jak słońce powoli wyłania się zza gór. Kilka razy dorabiałam sobie herbatę, sprawdzałam co u Jaya i u Justina, ale wszystko było w porządku, więc zostawało mi rozmyślanie.
Ostatnio mam dużo do przemyślenia. Mój tata, Demi, Justin, jego głupi koledzy, Jayden, Selena, ja sama… Trochę dużo jak na mnie. Zaczynam się dusić… Te wszystkie myśli oplatają mnie coraz ciaśniej, a ja się im poddaję. Przestałam walczyć o siebie, ale skupiłam się na mojej rodzinie. Czy to jest normalne dla matek? Czy tak to właśnie wygląda? Może nie jestem inna, tylko tak to ma już być i nie da się tego zmienić?
Wreszcie słyszę jak Justin snuje się pod domu, wchodzi do łazienki, chwilę później wychodzi i staje przede mną, niepewny, skruszony, przepraszający… Nie wiem co się ze mną dzieje, ale ten widok mnie nie rusza. Nie rusza mnie jego pieprzona skrucha! Nie dotrzymał obietnicy, nie postarał się dla mnie… a kij ze mną… DLA SWOJEGO SYNA! Jego widok tylko bardziej mnie wkurzył, więc wstaję bez słowa i idę do salonu, włączam telewizor i przełączam na kanał muzyczny. Jakże cudownie… Akurat leci jego teledysk… Wyłączam telewizor i ze złością ciskam pilotem w fotel. Justin  siada na podłokietniku i dalej się nie odzywa. Czeka, aż ja się odezwę. Aż wybuchnę. Ale ja udaję, że jestem cholerną oazą spokoju. Staram się powstrzymać przyśpieszony oddech i nerwowe zaciskanie dłoni.
Kiedy już poczuł się swobodniej i przysunął się, żeby mnie przytulić, ja czułam, że jeszcze centymetr i wybuchnę. I się nie myliłam. Złapał moja rękę, a ja wstałam jak oparzona i uderzyłam go w twarz. Sama się zdziwiłam, chyba jeszcze bardziej niż on. Moja złość osiągnęła poziom, w którym przelewało się we mnie, jak w wannie z niezakręconym kurkiem.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - wydzieram się
- Ja…
- CO?! Myślisz, że znowu ci wybaczę?! Myślisz, że znowu o wszystkim zapomnę?! Musiałoby mnie opętać! Dobrze kurwa wiesz, że zjebałeś wszystko! Pamiętasz, do jasnej cholery, co mi obiecałeś 3 miesiące temu?! "Nigdy niczego nie zapalę, nie wezmę". A ja jak głupia uwierzyłam! Nie zauważyłam, że to nie jednorazowy wybryk, tylko problem! Czy ty mnie uważasz za idiotkę? Naprawdę, aż tak masz mnie w dupie?! Aż tak lejesz na swojego syna?! Może teraz, on tego nie widzi, ale nie pozwolę, żeby kiedykolwiek musiał na to patrzeć!
- Przecież wiesz, że jesteście dla mnie najważniejsi! Jak możesz mówić takie rzeczy? Jak każdy normalny człowiek, mam czasem dosyć! Mogę mieć chyba czegoś dość, prawda?!
- NORMALNI LUDZIE NIE ĆPIĄ! Ja mogę zrozumieć wszystko, naprawdę. Jeśli byś się najebał, pobił z kimś, poszedł na jakąś imprezę… NO ALE NIE JEBANE NARKOTYKI! To jest szczyt, rozumiesz?!
- Normalni ludzie się nie tną… To był twój sposób, to jest mój.
- SŁUCHAM?! Jak możesz wyciągać moją przeszłość?! Przypominam, że to przez ciebie! Całe życie przez ciebie cierpię! Przez twoją cholerną sławę i zarozumialstwo! Nie jesteś panem tego świata! Są na tym świecie ludzie, którzy nie będą się godzić na każdy twój wybryk, rozumiesz?! I TO JESTEM JA! Nie zamierzam się zgadzać na twoje wymysły!
- Czy możesz przestać w końcu się drzeć? Na górze śpi NASZE dziecko, więc moglibyśmy porozmawiać jak dorośli ludzie. Nigdy nie dajesz mi niczego wytłumaczyć, tylko od razu się wydzierasz, nie ważne gdzie jesteśmy!
- Jeśli chcesz rozmawiać jak dorosły, to się tak zachowuj - ściszyłam głos, ale dalej nie pozbyłam się cieknącego jadu - Mieliśmy dorosnąć, a ty chyba o tym zapomniałeś.
- Możesz usiąść i dać mi wszystko wytłumaczyć? Jesteśmy razem i nie chcemy tego zmieniać, prawda? Musimy nauczyć się dogadywać, bo darcie się do niczego nie doprowadzi.
- Wreszcie przynajmniej mówisz jak dorosły… - szepczę, wywracając oczami i siadając na fotelu z podkulonymi nogami - mów co masz do powiedzenia…
- Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie ćpałem dla zabawy, dla "lepszego" humoru, tylko po to, żeby na chwilę się odciąć. Ostatnie 3 miesiące były trudne. Wypadek, potem od razu, z marszu dziecko, studio, mnóstwo ludzi wokół, paparazzi wszędzie, Scooter przyczepiający się o wszystko, znajomi, którzy nie dają spokoju… Zazwyczaj to ja cię uspokajałem, kiedy działo się coś złego. Zawsze starałem się być silny, żeby wspierać cię w nowym życiu, w które cię wciągnąłem. Wiedziałem, że takie jest moje zadanie. Ochraniać cię przed wszystkim. Ale ja nie jestem robotem. Jestem człowiekiem i ja też mogę czasem stracić panowanie nad sobą, załamać się, zrezygnować i mieć wszystkiego dość. Musisz to zrozumieć. Oboje mamy dużo na głowie, ale musimy się jakoś wspierać. Chyba zauważyłaś, że ostatnio się od siebie oddaliliśmy, prawda? Tak, to też mnie męczy, że nie jesteśmy tak blisko, jak na początku, ale staram się zrozumieć, że zdarzyły się rzeczy, które zmieniły i ciebie i mnie. Znowu chciałbym być tym nastolatkiem, który zakochał się w cudownej kruszynce, która potrzebowała wszystkiego co chciałem jej dać. Brakuje mi tego, ale wiem, że to nie wróci. Tak, męczy mnie to, że nie kochamy się tak często jak wcześniej, bo jestem facetem i potrzebuje tego, żeby czuć, że ci na mnie zależy i że mnie kochasz. Tak już jest i chyba nie mogę tego zmienić. Ale staram się zrozumieć tą barierę w twoim mózgu, która cię blokuje. Naprawdę chcę być wyrozumiały i dlatego nic nie mówię, mimo że brak bliskości mnie boli. Denerwuje mnie też to, że non stop chodzisz bez ani jednego, chociażby najmniejszego uśmiechu. Rzadko się uśmiechasz, a twój uśmiech jest dla mnie jak lekarstwo. Wiem, że robię źle, kiedy się zachowuje tak jak kiedyś. Wiem, że to co wczoraj się stało, nie powinno mieć miejsca, no ale stało się. Nie próbuję się wymigiwać, ale to nie tylko moja wina. Mieliśmy wziąć tylko zwykłe zioło, ale tam było coś jeszcze. Miało działać przez max 3 godziny, ale oni coś tam dodali i dlatego byłem nieprzytomny. Pamiętam wszystko i to jeszcze bardziej mnie obrzydza. Dalej czuję tą niemoc, która nie pozwalała mi się odezwać i powiedzieć ci wszystkiego. Wiem, że to nie wystarczy, ale przepraszam. Tyle mogę powiedzieć, chociaż znając cię, zaraz powiesz, że przepraszam nie wystarczy, bo spieprzyłem sprawę. Tak, spieprzyłem… Jeszcze raz przepraszam - spojrzał mi się w oczy i widząc moje łzy, spuścił głowę i westchnął głęboko
Nie przerywałam mu tej wypowiedzi, a teraz nie wiem co mam powiedzieć. Jeszcze nigdy mi nie powiedział aż tyle szczerych, przepełnionych bólem, miłością i udręką słów. Chciałabym mu wybaczyć, wtulić twarz w jego szyję i wypłakać się, ale coś mnie powstrzymuje. Coś się we mnie złamało. Coś się między nami złamało. To boli… Okropnie kuje w serce i wiem, że on też to czuje bo chowa twarz w dłoniach i widzę, jak jego mięśnie na plecach pracują za każdym razem, kiedy próbuje powstrzymać płacz. To też mnie boli, nawet nie wiem czy nie bardziej, ale nie mogę podejść do niego i przytulić. Po prostu nie mogę. Moje serce mówi mi, że skoro go kocham, to nie powinnam pozwalać mu płakać, ale rozum dobrze wie, że musi poczuć wstrząs, żeby zrozumieć, że nie może brać narkotyków za każdym razem, kiedy ma zły dzień.
Z piętra wyżej dobiega mnie płacz Jaydena, więc patrząc się przez chwilę na Justina i rozgrywając w głowie wojnę myśli, ocieram łzy i biegnę na górę. Biorę Jaya na ręce i przytulam go do siebie, dalej czując płynące po policzkach i szyi łzy. Kołyszę się z moim maleńkim synkiem po pokoju i szepczę mu do czółka jak bardzo go kochamy, że go nie zostawimy, że nie pozwolę, żeby został sam, że nie pozwolę tacie odejść, a on powoli się uspokaja i tylko słucha mnie z uwagą godną dorosłego mężczyzny.
Słyszę, jak Justin pociąga nosem stojąc w progu, ale nie odwracam się do niego twarzą, tylko zaczynam mówić:
- Mnie też wiele rzeczy boli, wiesz? Boli mnie, że mam w sobie tyle barier i nie mogę ich pokonać. Myślę sobie czasem o tych wspaniałych chwilach, które po raz pierwszy przeżyłam właśnie z tobą. Myślę o tym wszystkim i to boli. Boli jak cholera, bo to nie wróci. Wiem, że bycie rodzicem wymaga poświęceń, na które się zdecydowaliśmy, a właściwie ja się zdecydowałam, kiedy powiedziałam, że nie zamierzam... wiesz o czym mówię, pomimo tego, ile mamy lat i jaka jest nasza wiedza o życiu. I tak, męczy mnie czasem Jayden, ty, nasi przyjaciele, Scooter, twoi sponsorzy, wytwórnia, paparazzi, fani, twoi rodzice… Bo tak jak ty, jestem tylko człowiekiem. I też mam czasem ochotę pójść na łatwiznę, wziąć żyletkę, pociąć się kolejny raz, wziąć leki, które odetną mnie na co najmniej weekend. Ale wiesz co sobie wtedy myślę? Że zaboli to ciebie i ludzi dookoła. Że jednak ktoś się o mnie martwi i nie chcę sprawiać problemów osobom, które kocham. Jeśli chcesz się naćpać i odciąć, jeśli chcesz narażać swoje życie, to proszę bardzo, ale czy w takim razie, w ramach rewanżu, ja też mam się pociąć? Wiesz, że to nie będzie dla mnie problem, prawda? Wystarczy kilka pociągnięć i…
- Nie. Nie chcę widzieć jak cierpisz. Nie chcę widzieć twojej krwi, ciebie bladej, słabej… Już to raz widziałem…
- No właśnie. Ja też już raz widziałam cię prawie bez życia. Bez krwi w żyłach i powietrza w płucach. I widząc cię w takim stanie wczoraj znowu się poczułam tak samo. Powiedz mi, co wtedy czułeś, kiedy znalazłeś mnie pod bramą, ledwo żywą?
- Chciałem zabić tego, kto ci to zrobił. Chciałem być na twoim miejscu. Wolałem cierpieć sto razy bardziej, żebyś ty była bezpieczna. Modliłem się, żeby zobaczyć jeszcze kiedyś twoje oczy, twój uśmiech… Czułem się, jakby uleciała ze mnie cząstka życia. Jakbym z każdą minutą robił się coraz bardziej pusty.
- Teraz rozumiesz? - odwracam się i patrzę mu w oczy - nie zamierzam kolejny raz przytulić cię i zapewniać, że razem damy radę. Zawsze będę cię wspierać i będę tu z tobą, ale nie zamierzam ci popuszczać. Musisz wreszcie wziąć się w garść, bo inaczej... Znowu się wyprowadzę, ale tym razem już nie wrócę. Masz do wyboru dwie drogi. Którą wybierzesz, zależy tylko od ciebie.
Justin patrzy na mnie i najwyraźniej nie wie co ma powiedzieć. Przeczesuje nerwowo włosy i wzdycha głęboko:
- Wiem, że jestem idiotą... Nie myślałem w taki sposób, kiedy do nich zadzwoniłem. Nie chcę cię ranić...
- Ale to robisz. To właśnie robisz. Ja naprawdę zniosę wszystko, ale nie to. Nie mogę tego znieść, bo wiem jak bardzo niebezpieczne jest branie narkotyków. Wiem, że może ci się coś stać, ktoś może cię zobaczyć. W każdej chwili możesz zrobić coś głupiego, bo wtedy nie jesteś sobą. Jeśli nie potrafisz zrobić tego dla nas, to zrób to chociaż dla swojej kariery, bo w jednym momencie możesz wszystko stracić przez głupie zachowanie.
- Wiem... I wiem też, że mogę stracić was. Ja to wszystko wiem...
- To dlaczego znowu bierzesz jakieś świństwo? Nie rozumiesz, że wszyscy się o ciebie martwimy?
- Ostatnio rzadko mam poczucie, że ktokolwiek się mną interesuje... Interesują się paparazzi i dziennikarze, a te osoby na których mi zależy, nie.
- Czy uważasz, że poświęcam ci za mało czasu? - może się ugięłam, ale czuję się winna - myślisz, że się tobą nie interesuje?
- Nie, ale brakuje mi tej bliskości, która była kiedyś. Po prostu chciałbym cofnąć czas i nie dopuścić do tego, żeby wydarzyło się tyle złego - podchodzi do mnie i mnie przytula. Nie protestuję, ale też dziwię się, że nie przechodzi mnie dreszcz, jak zwykle. Tym razem budzi się we mnie coś, co spało bardzo długo. Czuję delikatne mrowienie w miejscu, gdzie Justin mnie dotyka. Wesołe ogniki budzą się w moim sercu i żołądku. Moje podbrzusze daje o sobie znać, więc patrzę zdziwiona na Justina i widzę, że on też się dziwi.
- Wróciły wesołe iskierki w twoich oczach - szepcze - dawno ich nie widziałem
Nie odzywam się, tylko odkładam śpiącego Jaydena do łóżeczka i znowu staję przed Justinem.
- Zapomnijmy o wszystkim co się wydarzyło. Ja zapomnę o wczorajszym... powiedzmy, że wypadku. Ale ty musisz mi obiecać, że żaden z twoich głupich kolegów więcej się do nas nie zbliży.
- Nie mam ochoty ich widzieć - odwraca wzrok, a ja łapię go za brodę, bo chcę, żeby spojrzał mi w oczy
- Zapominamy? - pytam
- Tak. Zapominamy - wkłada mi za ucho włosy i uśmiecha się delikatnie
- W takim razie... - nie kończę, tylko całuję go natarczywie, bez barier. Wreszcie się ich pozbyłam. Nagle prysły w ułamku sekundy - barier też już nie ma.
Justin zrozumiał o co chodzi, więc uśmiecha się do mnie szeroko i całuje mnie jeszcze raz, tym razem pozwalając sobie na więcej. Moja złość odeszła gdzieś daleko, a moje ciało skupia się teraz na bliskości Justina. Znowu czuję te motylki w brzuchu i uśmiecham się w usta Justina, kiedy sobie to uświadamiam.
W takich chwilach jak ta uświadamiam też sobie, że myślimy podobnie, jeśli nie tak samo. Kiedy pozwalamy swoim uczuciom zawładnąć tą chwilą, wszystko dzieje się naturalnie i łączymy się w jedno ciało i umysł. Czy to możliwe, żeby dwie osoby były tak dopasowane? Żeby aż tak potrafiły się uzupełnić? Jak na razie wydaje mi się, że idzie nam dobrze, chociaż nie oswoiliśmy się z tym wszystkim. Cała sytuacja jeszcze nas trochę przytłacza, ale damy radę. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której chociażby jedno z nas się załamało. Tak się nie da, bo biegniemy sobie na ratunek w każdej chwili.
Kiedy jesteśmy już całkowicie spragnieni siebie, naszych ciał i każdej możliwej formy czułości, zauważam, że wracają uczucia, które towarzyszyły mi kiedy pierwszy raz się kochaliśmy. Może to ten moment, w którym życie daje nam drugą szansę? Może po tych wszystkich problemach wreszcie będzie trochę spokoju?
Znowu, jak za każdym razem leżymy spokojnie, napawając się chwilą szczęścia. Tak naprawdę, każde z nas nasłuchuje, czy Jay się nie obudził, ale taka rola rodziców.
- Nie mogę się na ciebie złościć... - mruczę bawiąc się jego palcami
- Przepraszam, nie powinnaś się w ogóle złościć.
- Mieliśmy zapomnieć, ale znowu nam nie wychodzi. Nie możemy gromadzić tego w sobie. To, że pokazałam dzisiaj prawdziwe uczucia... to mi pomogło. Powoli wszystko wraca do normy...
- Chciałbym znowu pobyć gdzieś, tylko z wami. Znudziło mi się nagrywanie. Chciałbym pozwiedzać miejsca, które widziałem tylko przez moment. Doświadczyć czegoś nowego, ale z wami.
- Chcesz zrobić z Jaya małego podróżnika? - zerkam na niego zaspana
- Czemu nie? - uśmiecha się półgębkiem i całuje mnie w czoło
- A co z wakacjami z rodziną i znajomymi? Ja nie odpuszczę!
- W takim razie najpierw to co obiecałem, a potem jedziemy dalej, sami. Pasuje?
Patrzę mu w oczy i mimo tego, że powiedzieliśmy sobie wiele złego i zraniliśmy siebie nawzajem to w jego oczach widać radość, która działa na nas oboje.
- Pasuje - uśmiecham się i przytulam policzkiem do jego piersi.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

VI

Leżę wtulona w Justina, a on delikatnie głaszcze mnie po ramieniu. Wdycham cudowny zapach mojego mężczyzny. Jedyny, niepowtarzalny... Podnoszę wzrok na jego perfekcyjny profil i uśmiecham się sama do siebie. Całuję go w brodę i widzę jak kąciki ust unoszą mu się delikatnie.
- Chciałabym, żeby tak było zawsze - szepczę i przejeżdżam ustami po jego policzku
- Ja też - patrzy mi prosto w oczy, a ja zatracam się w nich, tak jak kiedyś.
To co było dawnej nie wróci, wiem, ale czasem chciałabym, żeby znowu było tak łatwo. Żeby wszystko co złe się nie wydarzyło. Jednak myśląc o tych wszystkich przykrych rzeczach, przez które przeszliśmy, zauważam, że to nas wzmocniło. To wszystko dało nam najmocniejszą więź, jaka mogła się między nami wytworzyć. Jesteśmy naprawdę blisko i rozumiemy się jak nigdy dotąd. To piękne i niesamowite.
Nagle słyszymy Jaydena w pokoju obok. Podnoszę się, żeby pójść do niego, ale Justin powstrzymuje mnie:
- Ja pójdę. Ty masz dzisiaj wolne - posyła mi boski uśmiech i wychodzi ubrany w same bokserki.
Słyszę, że Jayden się uspokaja i przez dłuższy czas dom wypełnia cisza. Wstaję zaintrygowana i po cichu zaglądam do pokoiku Jaya. To co widzę łapie mnie za serce. Justin chodzi po pokoju szepcząc coś do naszego synka i uśmiecha się do niego. Opieram się o framugę i przyglądam się temu słodkiemu widokowi. Jus zauważa mnie i przekręca Jaydena tak, żeby mnie widział:
- Zobacz, twoja mamusia przyszła - podchodzę do nich i całuję Jaya w czoło - zobacz jaka nasza mama jest śliczna. Tobie też się podoba? - Jay nagle się uśmiecha, a my z Justinem wydajemy okrzyk radości w jednym momencie.
- Uśmiechnął się, widziałeś! Moje maleństwo! - biorę go od Justina i przytulam do siebie - Skarbie, masz taki śliczny uśmiech. 
- Zachowujemy się jak dzieci - śmieje się Justin i całuje mnie w czoło - uwielbiam ten widok - patrzy na nas z czułością.
- Ma twój uśmiech. Kiedy ty się uśmiechasz tutaj robią ci się takie śmieszne pućki - pokazuję na policzki, tuż pod moimi oczami - jemu tak samo. I ma takie same oczy jak ty. Tylko kolor je różni.
Mój synek odziedziczył dwie najpiękniejsze rzeczy po swoim tatusiu. Wygląda tak jak go sobie wyobrażałam. Zauważyłam, że jestem uzależniona od patrzenia się na niego. Jest taki słodki i niewinny, że aż mam ochotę go schrupać!
*2 miesiące później*
Justin nie wytrzymał i po 4 dniach odpoczynku wrócił do studio. Ja za to, dzięki inicjatywie i Justina, i Pattie, oraz oczywiście ze względów praktycznych zapisałam się na kurs prawa jazdy. Właściwie tutaj nazywa się to trochę inaczej, ale zasady takie same. Długo to nie trwało, bo wzięłam kilka dodatkowych lekcji od mojego prywatnego nauczyciela, niesamowicie przystojnego i słodkiego Justina Biebera. Niestety to znany podrywacz i nie dawał mi się skupiać na drodze. No cóż, taki już jego charakter.
Pattie dość często jest u nas, bo zajmowanie się wnuczkiem stało się jej nowym hobby. A mały nie narzeka. Uwielbia, kiedy babcia go nosi po ogrodzie i pokazuje kwiaty, drzewa i niebieskie niebo. Bardzo często się uśmiecha, a szczególnie kiedy widzi Justina. Lubi też, kiedy mu śpiewamy i kiedy lekko wiruję z nim po salonie. Bardzo urósł przez te 8 tygodni. Nabrał ciałka i już nie jest taką drobinką jaką był wcześniej. Definitywnie zamienia się w prawdziwego, pulchniutkiego bobasa.
Dzisiaj z samego rana musiałam pojechać z Jayem na szczepienie. Ubrałam go w lekkie ubranka, bo słońce praży niemiłosiernie. Oczywiście Justin nie mógł nie kupić mu markowych bucików, prawie takich samych jak ma on sam. Mały nawet jeszcze nie zabiera się do chodzenia, a już ma pół szafki butów w różnych rozmiarach! Justin po prostu oszalał na punkcie ojcostwa i spełnia się w 100% w roli rozpieszczającego tatusia. Niech mu będzie. Przynajmniej mnie oszczędził i sama mogę chodzić na zakupy za własne pieniądze. Niestety do Victoria's Secret nie chodzę sama...
W przychodni Jay był niesamowicie grzeczny, ale podczas szczepienia dał popalić. Śmiem wątpić w to, że nie słyszeli go wszyscy pacjenci. Zrobiło mi się go okropnie szkoda, więc przez 10 minut tuliłam go do siebie w samochodzie, mimo, że już nie płakał.
Zaparkowałam pod studio Justina i wyjęłam wózek z bagażnika. Obok mnie zaparkowało czarny SUV BMW, a z niego wysiadła Miley i kiedy tylko nas zobaczyła od razu podbiegła się przywitać:
- Cześć dziewczyno! Strasznie dawno cię nie widziałam!
- Hej, jakoś ostatnio nie wychodziliśmy. Nasz grafik się trochę zmienił - spoglądam na śpiącego w foteliku Jaya i wczepiam fotelik do wózka.
- Jezu, jaki on jest słodki. Wygląda jak miniatura Justina! Niesamowite!
- Tak, nie wyprą się siebie nawzajem - śmieję się i ustawiam parasolkę tak, żeby nie świeciło na niego słońce - a ty co tu robisz?
- Przyjechałam trochę popracować nad piosenką z Justinem, bo ostatnio nie miałam czasu. Idziemy?
- Tak, jasne. Tylko wezmę torbę z bagażnika.
Weszłyśmy kiedy Justin akurat był w studio i nagrywał, więc tylko siadłam na wygodnej kanapie i obserwowałam jak z pasją raz po raz przerywa i zaczyna od nowa. Uśmiecha się do nas pogodnie i przesyła mi całusa.
Justin i Miley świetnie się ze sobą bawią. Widać, że czują się ze sobą komfortowo, jak brat i siostra. Oboje mają podobne poczucie humoru i mnóstwo pomysłów, które muszą sobie przekazać. Siedząc tam wysłuchałam chyba ze sto różnych wersji jednego kawałka! Tak to jest jak dwoje kreatywnych ludzi się ze sobą spotka. Nie da się usiedzieć z nimi w jednym pokoju dłużej niż godzinę.
Po właśnie tej jednej godzinie wyszłam i odwiozłam Jaya do Pattie, bo umówiłam się z Demi na małe zakupy. Właściwie nie wiem czy zakupy z nią można nazwać małymi... Nie ważne. Spojrzałam na stojące na podjeździe obok sportowe cacko i nie mogłam się powstrzymać. Zamknęłam Range Rovera i pobiegłam po kluczyki do pięknego, fioletowego porche. Stwierdziłam, że najpierw zadzwonię do Justina i zapytam się, czy mogę go wziąć, bo właściwie to jego samochód. Tak jak się spodziewałam, zgodził się. Jak to Justin. Wsiadłam do tego niesamowitego, niskiego, szybkiego i pięknego potwora i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Jego dźwięk odbił się w moim brzuchu. Kiedy wyjeżdżałam z podjazdu lekko mruczał, a teraz, kiedy jadę z zawrotną prędkością po autostradzie warczy czysto, pieszcząc tym dźwiękiem moje uszy.
Podjeżdżam pod dom Demi i zauważam paru paparazzich stojących przy jej ogrodzeniu. Czekają na nią, albo chcą zrobić zdjęcia, kiedy odpoczywa. Pod naszym domem też zazwyczaj jest ich dużo, ale dzisiaj akurat nikogo nie było. wysyłam sms-a do Demi, że już stoję i żeby wzięła okulary przeciwsłoneczne, bo paru paparazzich się czai. Po chwili furtka otwiera się i Demi przebiega szybko przez ulicę i wsiada na miejsce pasażera obok mnie.
- Hej, kochana. To gdzie dzisiaj jedziemy? - całuję ją w policzek i przekręcam kluczyk w stacyjce.
- Może Rodeo Drive? Mam ochotę na trochę rozpusty w Europejskim stylu.
- Okej, w takim razie mów mi gdzie mam jechać, bo jeszcze nie łapię się w tym wielkim mieście. Dopóki to Dennis mnie woził, nie miałam żadnych problemów, a teraz? Nie ogarniam czy jechać w prawo, lewo czy prosto. Porąbane miasto! - śmieję się
- Masz rację! Ja sama często nie wiem gdzie jechać, a mieszkam tu znacznie dłużej niż ty. Tutaj chyba bez gps-a się nie obejdzie. Opowiadaj jak tam Jay! Chyba ze sto lat się nie widziałyśmy!
- Matko, nawet nie wiesz jak urósł. Nie do poznania. Ostatnio przeglądałam zdjęcia na naszym aparacie i nie mogłam uwierzyć, że aż tak się zmienił. Nie zauważam tak tego jak widzę go codziennie, ale na zdjęciach widać ogromną różnicę.
- A jak Justin? Odnalazł się w roli ojca? Wydoroślał trochę?
- Na pewno wydoroślał. Jest bardziej odpowiedzialny, nie siedzi całymi dniami w studio, wstaje do niego w nocy, bawi się z nim i przebiera go. Nie mam mu nic do zarzucenia. Jedynie to, że przez te dwa miesiące trochę się od siebie oddaliliśmy.
- Dlaczego tak uważasz?
- Od razu po urodzeniu Jaya, Justin opiekował się i mną, i Jaydenem. Spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem. Cieszyliśmy się, że wreszcie wszystko się układa. A teraz ja zeszłam na boczny tor, a moje miejsce zajęło studio. Mam nadzieję, że to tylko do czasu wydania płyty. Mieliśmy na kilka tygodni pojechać na Bali, żeby odpocząć z Jaydenem, rodzicami Justina, jego dziadkami, z Teamem. Mam nadzieję, że niedługo pojedziemy. A jeśli Justin zapomniał, sama wszystko zorganizuję i jemu tylko przekażę terminy.
- Powiedz Scooterowi kiedy chcesz jechać, a on dopasuje grafik Justina i swój do tego. Justin powinien jeszcze odpocząć. Nie minęło dużo czasu od jego wypadku, a on już jedzie na pełnych obrotach. Powinien trochę zwolnić z tą pracą. Jeśli teraz wyda płytę, kompletnie oderwie się od rodziny. Zacznie się trasa, wywiady, wyjazdy, spotkania. To wszystko pochłonie mu czas.
- Wiem, ale jak mam go odciągnąć od czegoś co kocha? Nie mam serca bo widzę, że to go relaksuje. Ma mnóstwo pomysłów, które musi z siebie wyrzucić. Ma natłok myśli, uczuć i wszystkiego.
- To nie oznacza, że ma się nadwyrężać. Martwię się o niego i o ciebie. Pojedźcie na te wakacje, to wam dobrze zrobi.
- Wiem... - wzdycham ciężko i szukam miejsca do zaparkowania. Wreszcie trafiam na mały parking i wpasowuję się idealnie między bentleya, a ferrari. Już po tych samochodach można się zorientować w jakiej dzielnicy jesteśmy.
Niestety, za namową Demi kupiłam nową torebkę. Nie byle jaką, bo Alexandra McQueena. Najpiękniejsza torebka jaką kiedykolwiek widziałam! Oprócz tego pełno uroczych ubranek dla Jaydena. Zaszłyśmy też do sklepu Vansa, po kilka nowych full capów dla Justina i dla Jaya też kupiłam jeden. Torby wpakowałyśmy do bagażnika i poszłyśmy na obiad do bardzo przestronnej, ekskluzywnej restauracji, gdzie miałyśmy chociaż odrobinę prywatności.
- A wiesz może co u Seleny? - zapytałam w końcu, bo ciąży mi na sercu ta sytuacja w szpitalu
- Cóż... Przerwała trasę dla Justina, bo dowiedziała się, że jest w szpitalu. Jak na razie nie zamierza jej wznowić. Spędza czas z rodziną i o wiele więcej czasu poświęca mi.
- Wiem, że przerwała trasę. Była w szpitalu... wiem, że ona dalej czuje to samo co wcześniej. Ona dalej go kocha, a mi to przeszkadza.
- Dlaczego? Przecież nie wtrąca się w wasz związek, prawda?
- Nie zrozum mnie źle, wiem, że to twoja przyjaciółka, ale jak byś się czuła, gdyby była twojego obecnego chłopaka i ojca twojego dziecka wbiegała do szpitala i mówiła, że go kocha, przeprasza i całuje?
- Słyszałam... mówiła mi. Ona wtedy nie myślała, była w amoku. Wiem, że to trudna sytuacja, ale nie wydaje ci się, że przesadzasz? Przecież ufasz Justinowi, prawda?
- Ufam mu, ale dalej czuję się niepewnie. Znasz przecież wszystkie te historie młodych rodziców... Zazwyczaj im się nie układa, jedno zdradza drugie, imprezują... Boję się, że on jednak nie dorósł i wróci do starych zwyczajów. Miał problemy z narkotykami, ze swoimi kolegami... Po prostu się martwię... A Selena... Selena dalej coś czuje i boję się, że kiedy się spotkają to może coś do niego wrócić. Tyle.
 - Justin za tobą szaleje. Nie przejmuj się takimi pierdołami.
Obiad był genialny! Jeszcze w życiu nie jadłam tak dobrej tarty z grzybami. Najlepsza pod słońcem!
- Jedziemy? - pyta Demi
- Tak. Już stęskniłam się za moim bąblem.
Zapłaciłyśmy, zgarnęłyśmy torebki i pojechałyśmy do domu Demi we względnie dobrych humorach.
- Dziękuję za dzisiaj, o wiele lepiej się czuję - przytuliłam ją mocno zanim wysiadła z samochodu i zniknęła za bramą.
[...]
- No to chodź maluchu. Tata już pewnie na nas czeka - zapinam go w foteliku i całuję w czółko - dziękuję bardzo, że się nim zajęłaś. Nie dawał popalić?
- Nie, to mały aniołeczek. Trochę tęsknił za mamą, ale poradziliśmy sobie, prawda, kochanie? - Pattie szczebiocze do niego, a ja uśmiecham się sama do siebie.
- No dobrze. Damy babci odpocząć. Jeszcze raz dziękuję. Jesteś niezastąpiona - ściskam ją mocno i żegnam się.
*Godzinę później*
- Justin?! - krzyczę od progu domu i rzucam kluczyki na szafkę - Gdzie jesteś?!
Słyszę jakieś głosy dobiegające z salonu, ale są przytłumione. Wchodzę dalej, w głąb domu i widzę coraz większy bałagan z każdym krokiem. Wyciągam małego i przytulając go do siebie szukam Justina. Głosy dobiegają z tarasu, więc wychodzę na ciepłe, wieczorne powietrze i widzę rozwalonego na leżaku Lila Twista i Lila Za palących jakieś świństwo. Tuż obok nich siedzi Justin, trzymając się za głowę.
- Co wy tu do jasnej cholery robicie, mogę się dowiedzieć?! - zakrywam twarz Jaydena, wywracam oczami i najpierw odkładam go w bezpieczne miejsce, do wózka.
- Justin, możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi? - zauważyli, że kipię z wściekłości
- To dom Justina - Lil Twist wstaje i patrzy się na mnie z góry z ironicznym uśmiechem - może robić co chce.
- Radzę ci się nie odzywać, bo szczególnie TY nie masz prawa się wtrącać! Zabieraj to swoje świństwo i wynoś mi się stąd! Justin to mój chłopak, jest ojcem MOJEGO dziecka i MAM to zasrane prawo, żeby cię stąd wywalić. Radzę ci stąd szybko wyjść, bo zapewniam, że wezwę policję i nie sądzę aby było tak miło jak was zamkną za te wszystkie skręty, które leżą na stole!
- Za bardzo się spinasz, maleńka. Przydałby ci się jeden joincik, a od razu załapałabyś fazę.
- Wynoś się! - drę się na niego i popycham go - precz! - Justin wstaje i zbliża się do mnie, rzucając mi pytające spojrzenie - z tobą pogadam później! Masz przesrane! A wy wynosić się! Ale już! - wypędzam ich, otwierając drzwi wejściowe i rzucając Justinowi mordercze spojrzenie. Widzę w jakim jest stanie. Tym razem przegiął...
Zanim zajmę się Justinem, odkładam Jaydena do łóżeczka na górze i puszczam mu kołysanki, żeby nie słyszał nas. Mały w sekundę zamyka oczka i zasypia, więc schodzę na dół. Justin siedzi na kanapie, kompletnie nie łapiąc kontaktu z rzeczywistością. Widać, że jest mu niedobrze. Jest blady, wręcz zielonkawy,
- Co oni ci dali? - staję przed nim - co ty kurwa ćpałeś?! - wydzieram się na niego, a on podnosi mokrą od łez twarz i próbuje skupić wzrok na mnie, ale oczy mu odlatują
Klepię go w policzek i na chwilę się skupia na mnie:
- Za dużo... Źle się czuję...
- No się kurwa nie dziwię! - idę po szklankę i dzbanek z wodą. Nalewam mu i wypija, ale to mało pomaga. Oblewam go lodowatą wodą i wreszcie trochę trzeźwieje.
- Czy teraz możesz mi do jasnej cholery powiedzieć, co się z tobą dzieje?! Co oni tutaj robili?!
- Mieliśmy się wyluzować... Byłem zmęczony... Jayden... To za dużo... - ledwo co bełkocze, więc odpuszczam mu i pomagam mu dojść do pokoju gościnnego na dole. Kładę go i ze łzami w oczach zostawiam do rana, aż się ogarnie. Zabieram Jaydena do siebie i zasypiam wtulona w jego małe ciałko.