sobota, 12 kwietnia 2014

VII

Koło pierwszej w nocy obudziłam się zlana potem. Oszołomiona szukałam Justina, klepiąc po omacku po poduszkach, ale znalazłam tylko Jaydena. Chwilę mi zajęło uświadomienie sobie, że przecież Justin śpi na dole, zjarany, ledwo żywy... Właśnie, może sprawdzę czy wszystko okej... Delikatnie kładę Jaya do łóżeczka, żeby nie spadł z naszego. Jęczy cicho, ale się nie budzi. Mlaszcze tylko słodko i przekręca główkę na bok. Na palcach schodzę czując niemiłe ukłucie niepokoju w żołądku. Otwieram drzwi i widzę jak śpi spokojnie, ze zmarszczonym czołem, jedną rękę ma nad głową, a drugą obejmuje poduszkę. Przez chwilę patrzę się jak spokojnie, miarowo oddycha i powoli odchodzi niepokój, a zastępuje go gniew. Jestem na niego tak wściekła! Mam ochotę obudzić go teraz i wydrzeć się na niego, ale wiem, że to nie da takiego efektu. Gorzej będzie z samego rana, kiedy wstanie.
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była na niego zła. Nigdy jeszcze nie dał mi takiego powodu. No może ten jeden raz, kiedy przytulał Barbarę, ale wszystko się szybko wyjaśniło. Te kilka godzin było dla mnie udręką, a teraz? Teraz moje serce rozpada się na miliony kawałeczków. Martwię się o niego, ale jestem zła, bo obiecał, że więcej nie będzie ćpał. Jasne, kocham go ale to za wiele. Jak może się tak zachowywać? Był ledwo żywy. To dziecinne i niedojrzałe. Może jego obawy były słuszne? Może jeszcze nie dojrzał, żeby się ustabilizować?
Patrzę tak na niego z ciężkim sercem i ledwo co daję radę się odwrócić i wrócić do łóżka. Leżę tak przez godzinę, ale sen, jak na złość, nie chce przyjść. Wstaję zrezygnowana i schodzę na dół do kuchni, a następnie z kubkiem gorącej herbaty siadam owinięta kocem na jednym z leżaków nad basenem. Patrzę na nasz ogromny ogród, wielkie, niewykorzystane pole i twierdzę, że powoli zaczynam się męczyć. Jasne, Los Angeles ma swoje uroki, ale siedzimy tu już bardzo długo. Pamiętam jak bardzo zmęczona byłam wiecznym podróżowaniem podczas trasy, nowi ludzie, hotele, nowe miejsca, ale przynajmniej wtedy nie było tej rutyny, która się między nas wkradła. Justin i ja byliśmy wtedy bardziej spontaniczni, bo takie też było nasze życie. Nie wiedzieliśmy co stanie się następnego dnia, za dwa dni, czy za tydzień. Wszystko było niespodzianką, a jedyne co było pewne to to, że wsiądziemy do samolotu bądź autobusu. Tęsknię za tym, ale wiem, że tylko dlatego, że teraz nie możemy się nigdzie ruszyć. Jedyne co możemy zrobić, to przed wydaniem płyty, kiedy wszystko będzie przygotowywane, wyjechać na jakiś czas na Bali i tam odpocząć, powygłupiać się i spędzić czas z rodziną i znajomymi. Nie będzie to takie trudne, ale chyba ja się muszę do tego zabrać, bo Justin musi trochę popracować nad płytą, ale co najważniejsze, nas sobą…
Rozmyślając tak, obserwowałam jak słońce powoli wyłania się zza gór. Kilka razy dorabiałam sobie herbatę, sprawdzałam co u Jaya i u Justina, ale wszystko było w porządku, więc zostawało mi rozmyślanie.
Ostatnio mam dużo do przemyślenia. Mój tata, Demi, Justin, jego głupi koledzy, Jayden, Selena, ja sama… Trochę dużo jak na mnie. Zaczynam się dusić… Te wszystkie myśli oplatają mnie coraz ciaśniej, a ja się im poddaję. Przestałam walczyć o siebie, ale skupiłam się na mojej rodzinie. Czy to jest normalne dla matek? Czy tak to właśnie wygląda? Może nie jestem inna, tylko tak to ma już być i nie da się tego zmienić?
Wreszcie słyszę jak Justin snuje się pod domu, wchodzi do łazienki, chwilę później wychodzi i staje przede mną, niepewny, skruszony, przepraszający… Nie wiem co się ze mną dzieje, ale ten widok mnie nie rusza. Nie rusza mnie jego pieprzona skrucha! Nie dotrzymał obietnicy, nie postarał się dla mnie… a kij ze mną… DLA SWOJEGO SYNA! Jego widok tylko bardziej mnie wkurzył, więc wstaję bez słowa i idę do salonu, włączam telewizor i przełączam na kanał muzyczny. Jakże cudownie… Akurat leci jego teledysk… Wyłączam telewizor i ze złością ciskam pilotem w fotel. Justin  siada na podłokietniku i dalej się nie odzywa. Czeka, aż ja się odezwę. Aż wybuchnę. Ale ja udaję, że jestem cholerną oazą spokoju. Staram się powstrzymać przyśpieszony oddech i nerwowe zaciskanie dłoni.
Kiedy już poczuł się swobodniej i przysunął się, żeby mnie przytulić, ja czułam, że jeszcze centymetr i wybuchnę. I się nie myliłam. Złapał moja rękę, a ja wstałam jak oparzona i uderzyłam go w twarz. Sama się zdziwiłam, chyba jeszcze bardziej niż on. Moja złość osiągnęła poziom, w którym przelewało się we mnie, jak w wannie z niezakręconym kurkiem.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - wydzieram się
- Ja…
- CO?! Myślisz, że znowu ci wybaczę?! Myślisz, że znowu o wszystkim zapomnę?! Musiałoby mnie opętać! Dobrze kurwa wiesz, że zjebałeś wszystko! Pamiętasz, do jasnej cholery, co mi obiecałeś 3 miesiące temu?! "Nigdy niczego nie zapalę, nie wezmę". A ja jak głupia uwierzyłam! Nie zauważyłam, że to nie jednorazowy wybryk, tylko problem! Czy ty mnie uważasz za idiotkę? Naprawdę, aż tak masz mnie w dupie?! Aż tak lejesz na swojego syna?! Może teraz, on tego nie widzi, ale nie pozwolę, żeby kiedykolwiek musiał na to patrzeć!
- Przecież wiesz, że jesteście dla mnie najważniejsi! Jak możesz mówić takie rzeczy? Jak każdy normalny człowiek, mam czasem dosyć! Mogę mieć chyba czegoś dość, prawda?!
- NORMALNI LUDZIE NIE ĆPIĄ! Ja mogę zrozumieć wszystko, naprawdę. Jeśli byś się najebał, pobił z kimś, poszedł na jakąś imprezę… NO ALE NIE JEBANE NARKOTYKI! To jest szczyt, rozumiesz?!
- Normalni ludzie się nie tną… To był twój sposób, to jest mój.
- SŁUCHAM?! Jak możesz wyciągać moją przeszłość?! Przypominam, że to przez ciebie! Całe życie przez ciebie cierpię! Przez twoją cholerną sławę i zarozumialstwo! Nie jesteś panem tego świata! Są na tym świecie ludzie, którzy nie będą się godzić na każdy twój wybryk, rozumiesz?! I TO JESTEM JA! Nie zamierzam się zgadzać na twoje wymysły!
- Czy możesz przestać w końcu się drzeć? Na górze śpi NASZE dziecko, więc moglibyśmy porozmawiać jak dorośli ludzie. Nigdy nie dajesz mi niczego wytłumaczyć, tylko od razu się wydzierasz, nie ważne gdzie jesteśmy!
- Jeśli chcesz rozmawiać jak dorosły, to się tak zachowuj - ściszyłam głos, ale dalej nie pozbyłam się cieknącego jadu - Mieliśmy dorosnąć, a ty chyba o tym zapomniałeś.
- Możesz usiąść i dać mi wszystko wytłumaczyć? Jesteśmy razem i nie chcemy tego zmieniać, prawda? Musimy nauczyć się dogadywać, bo darcie się do niczego nie doprowadzi.
- Wreszcie przynajmniej mówisz jak dorosły… - szepczę, wywracając oczami i siadając na fotelu z podkulonymi nogami - mów co masz do powiedzenia…
- Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie ćpałem dla zabawy, dla "lepszego" humoru, tylko po to, żeby na chwilę się odciąć. Ostatnie 3 miesiące były trudne. Wypadek, potem od razu, z marszu dziecko, studio, mnóstwo ludzi wokół, paparazzi wszędzie, Scooter przyczepiający się o wszystko, znajomi, którzy nie dają spokoju… Zazwyczaj to ja cię uspokajałem, kiedy działo się coś złego. Zawsze starałem się być silny, żeby wspierać cię w nowym życiu, w które cię wciągnąłem. Wiedziałem, że takie jest moje zadanie. Ochraniać cię przed wszystkim. Ale ja nie jestem robotem. Jestem człowiekiem i ja też mogę czasem stracić panowanie nad sobą, załamać się, zrezygnować i mieć wszystkiego dość. Musisz to zrozumieć. Oboje mamy dużo na głowie, ale musimy się jakoś wspierać. Chyba zauważyłaś, że ostatnio się od siebie oddaliliśmy, prawda? Tak, to też mnie męczy, że nie jesteśmy tak blisko, jak na początku, ale staram się zrozumieć, że zdarzyły się rzeczy, które zmieniły i ciebie i mnie. Znowu chciałbym być tym nastolatkiem, który zakochał się w cudownej kruszynce, która potrzebowała wszystkiego co chciałem jej dać. Brakuje mi tego, ale wiem, że to nie wróci. Tak, męczy mnie to, że nie kochamy się tak często jak wcześniej, bo jestem facetem i potrzebuje tego, żeby czuć, że ci na mnie zależy i że mnie kochasz. Tak już jest i chyba nie mogę tego zmienić. Ale staram się zrozumieć tą barierę w twoim mózgu, która cię blokuje. Naprawdę chcę być wyrozumiały i dlatego nic nie mówię, mimo że brak bliskości mnie boli. Denerwuje mnie też to, że non stop chodzisz bez ani jednego, chociażby najmniejszego uśmiechu. Rzadko się uśmiechasz, a twój uśmiech jest dla mnie jak lekarstwo. Wiem, że robię źle, kiedy się zachowuje tak jak kiedyś. Wiem, że to co wczoraj się stało, nie powinno mieć miejsca, no ale stało się. Nie próbuję się wymigiwać, ale to nie tylko moja wina. Mieliśmy wziąć tylko zwykłe zioło, ale tam było coś jeszcze. Miało działać przez max 3 godziny, ale oni coś tam dodali i dlatego byłem nieprzytomny. Pamiętam wszystko i to jeszcze bardziej mnie obrzydza. Dalej czuję tą niemoc, która nie pozwalała mi się odezwać i powiedzieć ci wszystkiego. Wiem, że to nie wystarczy, ale przepraszam. Tyle mogę powiedzieć, chociaż znając cię, zaraz powiesz, że przepraszam nie wystarczy, bo spieprzyłem sprawę. Tak, spieprzyłem… Jeszcze raz przepraszam - spojrzał mi się w oczy i widząc moje łzy, spuścił głowę i westchnął głęboko
Nie przerywałam mu tej wypowiedzi, a teraz nie wiem co mam powiedzieć. Jeszcze nigdy mi nie powiedział aż tyle szczerych, przepełnionych bólem, miłością i udręką słów. Chciałabym mu wybaczyć, wtulić twarz w jego szyję i wypłakać się, ale coś mnie powstrzymuje. Coś się we mnie złamało. Coś się między nami złamało. To boli… Okropnie kuje w serce i wiem, że on też to czuje bo chowa twarz w dłoniach i widzę, jak jego mięśnie na plecach pracują za każdym razem, kiedy próbuje powstrzymać płacz. To też mnie boli, nawet nie wiem czy nie bardziej, ale nie mogę podejść do niego i przytulić. Po prostu nie mogę. Moje serce mówi mi, że skoro go kocham, to nie powinnam pozwalać mu płakać, ale rozum dobrze wie, że musi poczuć wstrząs, żeby zrozumieć, że nie może brać narkotyków za każdym razem, kiedy ma zły dzień.
Z piętra wyżej dobiega mnie płacz Jaydena, więc patrząc się przez chwilę na Justina i rozgrywając w głowie wojnę myśli, ocieram łzy i biegnę na górę. Biorę Jaya na ręce i przytulam go do siebie, dalej czując płynące po policzkach i szyi łzy. Kołyszę się z moim maleńkim synkiem po pokoju i szepczę mu do czółka jak bardzo go kochamy, że go nie zostawimy, że nie pozwolę, żeby został sam, że nie pozwolę tacie odejść, a on powoli się uspokaja i tylko słucha mnie z uwagą godną dorosłego mężczyzny.
Słyszę, jak Justin pociąga nosem stojąc w progu, ale nie odwracam się do niego twarzą, tylko zaczynam mówić:
- Mnie też wiele rzeczy boli, wiesz? Boli mnie, że mam w sobie tyle barier i nie mogę ich pokonać. Myślę sobie czasem o tych wspaniałych chwilach, które po raz pierwszy przeżyłam właśnie z tobą. Myślę o tym wszystkim i to boli. Boli jak cholera, bo to nie wróci. Wiem, że bycie rodzicem wymaga poświęceń, na które się zdecydowaliśmy, a właściwie ja się zdecydowałam, kiedy powiedziałam, że nie zamierzam... wiesz o czym mówię, pomimo tego, ile mamy lat i jaka jest nasza wiedza o życiu. I tak, męczy mnie czasem Jayden, ty, nasi przyjaciele, Scooter, twoi sponsorzy, wytwórnia, paparazzi, fani, twoi rodzice… Bo tak jak ty, jestem tylko człowiekiem. I też mam czasem ochotę pójść na łatwiznę, wziąć żyletkę, pociąć się kolejny raz, wziąć leki, które odetną mnie na co najmniej weekend. Ale wiesz co sobie wtedy myślę? Że zaboli to ciebie i ludzi dookoła. Że jednak ktoś się o mnie martwi i nie chcę sprawiać problemów osobom, które kocham. Jeśli chcesz się naćpać i odciąć, jeśli chcesz narażać swoje życie, to proszę bardzo, ale czy w takim razie, w ramach rewanżu, ja też mam się pociąć? Wiesz, że to nie będzie dla mnie problem, prawda? Wystarczy kilka pociągnięć i…
- Nie. Nie chcę widzieć jak cierpisz. Nie chcę widzieć twojej krwi, ciebie bladej, słabej… Już to raz widziałem…
- No właśnie. Ja też już raz widziałam cię prawie bez życia. Bez krwi w żyłach i powietrza w płucach. I widząc cię w takim stanie wczoraj znowu się poczułam tak samo. Powiedz mi, co wtedy czułeś, kiedy znalazłeś mnie pod bramą, ledwo żywą?
- Chciałem zabić tego, kto ci to zrobił. Chciałem być na twoim miejscu. Wolałem cierpieć sto razy bardziej, żebyś ty była bezpieczna. Modliłem się, żeby zobaczyć jeszcze kiedyś twoje oczy, twój uśmiech… Czułem się, jakby uleciała ze mnie cząstka życia. Jakbym z każdą minutą robił się coraz bardziej pusty.
- Teraz rozumiesz? - odwracam się i patrzę mu w oczy - nie zamierzam kolejny raz przytulić cię i zapewniać, że razem damy radę. Zawsze będę cię wspierać i będę tu z tobą, ale nie zamierzam ci popuszczać. Musisz wreszcie wziąć się w garść, bo inaczej... Znowu się wyprowadzę, ale tym razem już nie wrócę. Masz do wyboru dwie drogi. Którą wybierzesz, zależy tylko od ciebie.
Justin patrzy na mnie i najwyraźniej nie wie co ma powiedzieć. Przeczesuje nerwowo włosy i wzdycha głęboko:
- Wiem, że jestem idiotą... Nie myślałem w taki sposób, kiedy do nich zadzwoniłem. Nie chcę cię ranić...
- Ale to robisz. To właśnie robisz. Ja naprawdę zniosę wszystko, ale nie to. Nie mogę tego znieść, bo wiem jak bardzo niebezpieczne jest branie narkotyków. Wiem, że może ci się coś stać, ktoś może cię zobaczyć. W każdej chwili możesz zrobić coś głupiego, bo wtedy nie jesteś sobą. Jeśli nie potrafisz zrobić tego dla nas, to zrób to chociaż dla swojej kariery, bo w jednym momencie możesz wszystko stracić przez głupie zachowanie.
- Wiem... I wiem też, że mogę stracić was. Ja to wszystko wiem...
- To dlaczego znowu bierzesz jakieś świństwo? Nie rozumiesz, że wszyscy się o ciebie martwimy?
- Ostatnio rzadko mam poczucie, że ktokolwiek się mną interesuje... Interesują się paparazzi i dziennikarze, a te osoby na których mi zależy, nie.
- Czy uważasz, że poświęcam ci za mało czasu? - może się ugięłam, ale czuję się winna - myślisz, że się tobą nie interesuje?
- Nie, ale brakuje mi tej bliskości, która była kiedyś. Po prostu chciałbym cofnąć czas i nie dopuścić do tego, żeby wydarzyło się tyle złego - podchodzi do mnie i mnie przytula. Nie protestuję, ale też dziwię się, że nie przechodzi mnie dreszcz, jak zwykle. Tym razem budzi się we mnie coś, co spało bardzo długo. Czuję delikatne mrowienie w miejscu, gdzie Justin mnie dotyka. Wesołe ogniki budzą się w moim sercu i żołądku. Moje podbrzusze daje o sobie znać, więc patrzę zdziwiona na Justina i widzę, że on też się dziwi.
- Wróciły wesołe iskierki w twoich oczach - szepcze - dawno ich nie widziałem
Nie odzywam się, tylko odkładam śpiącego Jaydena do łóżeczka i znowu staję przed Justinem.
- Zapomnijmy o wszystkim co się wydarzyło. Ja zapomnę o wczorajszym... powiedzmy, że wypadku. Ale ty musisz mi obiecać, że żaden z twoich głupich kolegów więcej się do nas nie zbliży.
- Nie mam ochoty ich widzieć - odwraca wzrok, a ja łapię go za brodę, bo chcę, żeby spojrzał mi w oczy
- Zapominamy? - pytam
- Tak. Zapominamy - wkłada mi za ucho włosy i uśmiecha się delikatnie
- W takim razie... - nie kończę, tylko całuję go natarczywie, bez barier. Wreszcie się ich pozbyłam. Nagle prysły w ułamku sekundy - barier też już nie ma.
Justin zrozumiał o co chodzi, więc uśmiecha się do mnie szeroko i całuje mnie jeszcze raz, tym razem pozwalając sobie na więcej. Moja złość odeszła gdzieś daleko, a moje ciało skupia się teraz na bliskości Justina. Znowu czuję te motylki w brzuchu i uśmiecham się w usta Justina, kiedy sobie to uświadamiam.
W takich chwilach jak ta uświadamiam też sobie, że myślimy podobnie, jeśli nie tak samo. Kiedy pozwalamy swoim uczuciom zawładnąć tą chwilą, wszystko dzieje się naturalnie i łączymy się w jedno ciało i umysł. Czy to możliwe, żeby dwie osoby były tak dopasowane? Żeby aż tak potrafiły się uzupełnić? Jak na razie wydaje mi się, że idzie nam dobrze, chociaż nie oswoiliśmy się z tym wszystkim. Cała sytuacja jeszcze nas trochę przytłacza, ale damy radę. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której chociażby jedno z nas się załamało. Tak się nie da, bo biegniemy sobie na ratunek w każdej chwili.
Kiedy jesteśmy już całkowicie spragnieni siebie, naszych ciał i każdej możliwej formy czułości, zauważam, że wracają uczucia, które towarzyszyły mi kiedy pierwszy raz się kochaliśmy. Może to ten moment, w którym życie daje nam drugą szansę? Może po tych wszystkich problemach wreszcie będzie trochę spokoju?
Znowu, jak za każdym razem leżymy spokojnie, napawając się chwilą szczęścia. Tak naprawdę, każde z nas nasłuchuje, czy Jay się nie obudził, ale taka rola rodziców.
- Nie mogę się na ciebie złościć... - mruczę bawiąc się jego palcami
- Przepraszam, nie powinnaś się w ogóle złościć.
- Mieliśmy zapomnieć, ale znowu nam nie wychodzi. Nie możemy gromadzić tego w sobie. To, że pokazałam dzisiaj prawdziwe uczucia... to mi pomogło. Powoli wszystko wraca do normy...
- Chciałbym znowu pobyć gdzieś, tylko z wami. Znudziło mi się nagrywanie. Chciałbym pozwiedzać miejsca, które widziałem tylko przez moment. Doświadczyć czegoś nowego, ale z wami.
- Chcesz zrobić z Jaya małego podróżnika? - zerkam na niego zaspana
- Czemu nie? - uśmiecha się półgębkiem i całuje mnie w czoło
- A co z wakacjami z rodziną i znajomymi? Ja nie odpuszczę!
- W takim razie najpierw to co obiecałem, a potem jedziemy dalej, sami. Pasuje?
Patrzę mu w oczy i mimo tego, że powiedzieliśmy sobie wiele złego i zraniliśmy siebie nawzajem to w jego oczach widać radość, która działa na nas oboje.
- Pasuje - uśmiecham się i przytulam policzkiem do jego piersi.