poniedziałek, 27 stycznia 2014

VI

Leżę wtulona w Justina, a on delikatnie głaszcze mnie po ramieniu. Wdycham cudowny zapach mojego mężczyzny. Jedyny, niepowtarzalny... Podnoszę wzrok na jego perfekcyjny profil i uśmiecham się sama do siebie. Całuję go w brodę i widzę jak kąciki ust unoszą mu się delikatnie.
- Chciałabym, żeby tak było zawsze - szepczę i przejeżdżam ustami po jego policzku
- Ja też - patrzy mi prosto w oczy, a ja zatracam się w nich, tak jak kiedyś.
To co było dawnej nie wróci, wiem, ale czasem chciałabym, żeby znowu było tak łatwo. Żeby wszystko co złe się nie wydarzyło. Jednak myśląc o tych wszystkich przykrych rzeczach, przez które przeszliśmy, zauważam, że to nas wzmocniło. To wszystko dało nam najmocniejszą więź, jaka mogła się między nami wytworzyć. Jesteśmy naprawdę blisko i rozumiemy się jak nigdy dotąd. To piękne i niesamowite.
Nagle słyszymy Jaydena w pokoju obok. Podnoszę się, żeby pójść do niego, ale Justin powstrzymuje mnie:
- Ja pójdę. Ty masz dzisiaj wolne - posyła mi boski uśmiech i wychodzi ubrany w same bokserki.
Słyszę, że Jayden się uspokaja i przez dłuższy czas dom wypełnia cisza. Wstaję zaintrygowana i po cichu zaglądam do pokoiku Jaya. To co widzę łapie mnie za serce. Justin chodzi po pokoju szepcząc coś do naszego synka i uśmiecha się do niego. Opieram się o framugę i przyglądam się temu słodkiemu widokowi. Jus zauważa mnie i przekręca Jaydena tak, żeby mnie widział:
- Zobacz, twoja mamusia przyszła - podchodzę do nich i całuję Jaya w czoło - zobacz jaka nasza mama jest śliczna. Tobie też się podoba? - Jay nagle się uśmiecha, a my z Justinem wydajemy okrzyk radości w jednym momencie.
- Uśmiechnął się, widziałeś! Moje maleństwo! - biorę go od Justina i przytulam do siebie - Skarbie, masz taki śliczny uśmiech. 
- Zachowujemy się jak dzieci - śmieje się Justin i całuje mnie w czoło - uwielbiam ten widok - patrzy na nas z czułością.
- Ma twój uśmiech. Kiedy ty się uśmiechasz tutaj robią ci się takie śmieszne pućki - pokazuję na policzki, tuż pod moimi oczami - jemu tak samo. I ma takie same oczy jak ty. Tylko kolor je różni.
Mój synek odziedziczył dwie najpiękniejsze rzeczy po swoim tatusiu. Wygląda tak jak go sobie wyobrażałam. Zauważyłam, że jestem uzależniona od patrzenia się na niego. Jest taki słodki i niewinny, że aż mam ochotę go schrupać!
*2 miesiące później*
Justin nie wytrzymał i po 4 dniach odpoczynku wrócił do studio. Ja za to, dzięki inicjatywie i Justina, i Pattie, oraz oczywiście ze względów praktycznych zapisałam się na kurs prawa jazdy. Właściwie tutaj nazywa się to trochę inaczej, ale zasady takie same. Długo to nie trwało, bo wzięłam kilka dodatkowych lekcji od mojego prywatnego nauczyciela, niesamowicie przystojnego i słodkiego Justina Biebera. Niestety to znany podrywacz i nie dawał mi się skupiać na drodze. No cóż, taki już jego charakter.
Pattie dość często jest u nas, bo zajmowanie się wnuczkiem stało się jej nowym hobby. A mały nie narzeka. Uwielbia, kiedy babcia go nosi po ogrodzie i pokazuje kwiaty, drzewa i niebieskie niebo. Bardzo często się uśmiecha, a szczególnie kiedy widzi Justina. Lubi też, kiedy mu śpiewamy i kiedy lekko wiruję z nim po salonie. Bardzo urósł przez te 8 tygodni. Nabrał ciałka i już nie jest taką drobinką jaką był wcześniej. Definitywnie zamienia się w prawdziwego, pulchniutkiego bobasa.
Dzisiaj z samego rana musiałam pojechać z Jayem na szczepienie. Ubrałam go w lekkie ubranka, bo słońce praży niemiłosiernie. Oczywiście Justin nie mógł nie kupić mu markowych bucików, prawie takich samych jak ma on sam. Mały nawet jeszcze nie zabiera się do chodzenia, a już ma pół szafki butów w różnych rozmiarach! Justin po prostu oszalał na punkcie ojcostwa i spełnia się w 100% w roli rozpieszczającego tatusia. Niech mu będzie. Przynajmniej mnie oszczędził i sama mogę chodzić na zakupy za własne pieniądze. Niestety do Victoria's Secret nie chodzę sama...
W przychodni Jay był niesamowicie grzeczny, ale podczas szczepienia dał popalić. Śmiem wątpić w to, że nie słyszeli go wszyscy pacjenci. Zrobiło mi się go okropnie szkoda, więc przez 10 minut tuliłam go do siebie w samochodzie, mimo, że już nie płakał.
Zaparkowałam pod studio Justina i wyjęłam wózek z bagażnika. Obok mnie zaparkowało czarny SUV BMW, a z niego wysiadła Miley i kiedy tylko nas zobaczyła od razu podbiegła się przywitać:
- Cześć dziewczyno! Strasznie dawno cię nie widziałam!
- Hej, jakoś ostatnio nie wychodziliśmy. Nasz grafik się trochę zmienił - spoglądam na śpiącego w foteliku Jaya i wczepiam fotelik do wózka.
- Jezu, jaki on jest słodki. Wygląda jak miniatura Justina! Niesamowite!
- Tak, nie wyprą się siebie nawzajem - śmieję się i ustawiam parasolkę tak, żeby nie świeciło na niego słońce - a ty co tu robisz?
- Przyjechałam trochę popracować nad piosenką z Justinem, bo ostatnio nie miałam czasu. Idziemy?
- Tak, jasne. Tylko wezmę torbę z bagażnika.
Weszłyśmy kiedy Justin akurat był w studio i nagrywał, więc tylko siadłam na wygodnej kanapie i obserwowałam jak z pasją raz po raz przerywa i zaczyna od nowa. Uśmiecha się do nas pogodnie i przesyła mi całusa.
Justin i Miley świetnie się ze sobą bawią. Widać, że czują się ze sobą komfortowo, jak brat i siostra. Oboje mają podobne poczucie humoru i mnóstwo pomysłów, które muszą sobie przekazać. Siedząc tam wysłuchałam chyba ze sto różnych wersji jednego kawałka! Tak to jest jak dwoje kreatywnych ludzi się ze sobą spotka. Nie da się usiedzieć z nimi w jednym pokoju dłużej niż godzinę.
Po właśnie tej jednej godzinie wyszłam i odwiozłam Jaya do Pattie, bo umówiłam się z Demi na małe zakupy. Właściwie nie wiem czy zakupy z nią można nazwać małymi... Nie ważne. Spojrzałam na stojące na podjeździe obok sportowe cacko i nie mogłam się powstrzymać. Zamknęłam Range Rovera i pobiegłam po kluczyki do pięknego, fioletowego porche. Stwierdziłam, że najpierw zadzwonię do Justina i zapytam się, czy mogę go wziąć, bo właściwie to jego samochód. Tak jak się spodziewałam, zgodził się. Jak to Justin. Wsiadłam do tego niesamowitego, niskiego, szybkiego i pięknego potwora i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Jego dźwięk odbił się w moim brzuchu. Kiedy wyjeżdżałam z podjazdu lekko mruczał, a teraz, kiedy jadę z zawrotną prędkością po autostradzie warczy czysto, pieszcząc tym dźwiękiem moje uszy.
Podjeżdżam pod dom Demi i zauważam paru paparazzich stojących przy jej ogrodzeniu. Czekają na nią, albo chcą zrobić zdjęcia, kiedy odpoczywa. Pod naszym domem też zazwyczaj jest ich dużo, ale dzisiaj akurat nikogo nie było. wysyłam sms-a do Demi, że już stoję i żeby wzięła okulary przeciwsłoneczne, bo paru paparazzich się czai. Po chwili furtka otwiera się i Demi przebiega szybko przez ulicę i wsiada na miejsce pasażera obok mnie.
- Hej, kochana. To gdzie dzisiaj jedziemy? - całuję ją w policzek i przekręcam kluczyk w stacyjce.
- Może Rodeo Drive? Mam ochotę na trochę rozpusty w Europejskim stylu.
- Okej, w takim razie mów mi gdzie mam jechać, bo jeszcze nie łapię się w tym wielkim mieście. Dopóki to Dennis mnie woził, nie miałam żadnych problemów, a teraz? Nie ogarniam czy jechać w prawo, lewo czy prosto. Porąbane miasto! - śmieję się
- Masz rację! Ja sama często nie wiem gdzie jechać, a mieszkam tu znacznie dłużej niż ty. Tutaj chyba bez gps-a się nie obejdzie. Opowiadaj jak tam Jay! Chyba ze sto lat się nie widziałyśmy!
- Matko, nawet nie wiesz jak urósł. Nie do poznania. Ostatnio przeglądałam zdjęcia na naszym aparacie i nie mogłam uwierzyć, że aż tak się zmienił. Nie zauważam tak tego jak widzę go codziennie, ale na zdjęciach widać ogromną różnicę.
- A jak Justin? Odnalazł się w roli ojca? Wydoroślał trochę?
- Na pewno wydoroślał. Jest bardziej odpowiedzialny, nie siedzi całymi dniami w studio, wstaje do niego w nocy, bawi się z nim i przebiera go. Nie mam mu nic do zarzucenia. Jedynie to, że przez te dwa miesiące trochę się od siebie oddaliliśmy.
- Dlaczego tak uważasz?
- Od razu po urodzeniu Jaya, Justin opiekował się i mną, i Jaydenem. Spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem. Cieszyliśmy się, że wreszcie wszystko się układa. A teraz ja zeszłam na boczny tor, a moje miejsce zajęło studio. Mam nadzieję, że to tylko do czasu wydania płyty. Mieliśmy na kilka tygodni pojechać na Bali, żeby odpocząć z Jaydenem, rodzicami Justina, jego dziadkami, z Teamem. Mam nadzieję, że niedługo pojedziemy. A jeśli Justin zapomniał, sama wszystko zorganizuję i jemu tylko przekażę terminy.
- Powiedz Scooterowi kiedy chcesz jechać, a on dopasuje grafik Justina i swój do tego. Justin powinien jeszcze odpocząć. Nie minęło dużo czasu od jego wypadku, a on już jedzie na pełnych obrotach. Powinien trochę zwolnić z tą pracą. Jeśli teraz wyda płytę, kompletnie oderwie się od rodziny. Zacznie się trasa, wywiady, wyjazdy, spotkania. To wszystko pochłonie mu czas.
- Wiem, ale jak mam go odciągnąć od czegoś co kocha? Nie mam serca bo widzę, że to go relaksuje. Ma mnóstwo pomysłów, które musi z siebie wyrzucić. Ma natłok myśli, uczuć i wszystkiego.
- To nie oznacza, że ma się nadwyrężać. Martwię się o niego i o ciebie. Pojedźcie na te wakacje, to wam dobrze zrobi.
- Wiem... - wzdycham ciężko i szukam miejsca do zaparkowania. Wreszcie trafiam na mały parking i wpasowuję się idealnie między bentleya, a ferrari. Już po tych samochodach można się zorientować w jakiej dzielnicy jesteśmy.
Niestety, za namową Demi kupiłam nową torebkę. Nie byle jaką, bo Alexandra McQueena. Najpiękniejsza torebka jaką kiedykolwiek widziałam! Oprócz tego pełno uroczych ubranek dla Jaydena. Zaszłyśmy też do sklepu Vansa, po kilka nowych full capów dla Justina i dla Jaya też kupiłam jeden. Torby wpakowałyśmy do bagażnika i poszłyśmy na obiad do bardzo przestronnej, ekskluzywnej restauracji, gdzie miałyśmy chociaż odrobinę prywatności.
- A wiesz może co u Seleny? - zapytałam w końcu, bo ciąży mi na sercu ta sytuacja w szpitalu
- Cóż... Przerwała trasę dla Justina, bo dowiedziała się, że jest w szpitalu. Jak na razie nie zamierza jej wznowić. Spędza czas z rodziną i o wiele więcej czasu poświęca mi.
- Wiem, że przerwała trasę. Była w szpitalu... wiem, że ona dalej czuje to samo co wcześniej. Ona dalej go kocha, a mi to przeszkadza.
- Dlaczego? Przecież nie wtrąca się w wasz związek, prawda?
- Nie zrozum mnie źle, wiem, że to twoja przyjaciółka, ale jak byś się czuła, gdyby była twojego obecnego chłopaka i ojca twojego dziecka wbiegała do szpitala i mówiła, że go kocha, przeprasza i całuje?
- Słyszałam... mówiła mi. Ona wtedy nie myślała, była w amoku. Wiem, że to trudna sytuacja, ale nie wydaje ci się, że przesadzasz? Przecież ufasz Justinowi, prawda?
- Ufam mu, ale dalej czuję się niepewnie. Znasz przecież wszystkie te historie młodych rodziców... Zazwyczaj im się nie układa, jedno zdradza drugie, imprezują... Boję się, że on jednak nie dorósł i wróci do starych zwyczajów. Miał problemy z narkotykami, ze swoimi kolegami... Po prostu się martwię... A Selena... Selena dalej coś czuje i boję się, że kiedy się spotkają to może coś do niego wrócić. Tyle.
 - Justin za tobą szaleje. Nie przejmuj się takimi pierdołami.
Obiad był genialny! Jeszcze w życiu nie jadłam tak dobrej tarty z grzybami. Najlepsza pod słońcem!
- Jedziemy? - pyta Demi
- Tak. Już stęskniłam się za moim bąblem.
Zapłaciłyśmy, zgarnęłyśmy torebki i pojechałyśmy do domu Demi we względnie dobrych humorach.
- Dziękuję za dzisiaj, o wiele lepiej się czuję - przytuliłam ją mocno zanim wysiadła z samochodu i zniknęła za bramą.
[...]
- No to chodź maluchu. Tata już pewnie na nas czeka - zapinam go w foteliku i całuję w czółko - dziękuję bardzo, że się nim zajęłaś. Nie dawał popalić?
- Nie, to mały aniołeczek. Trochę tęsknił za mamą, ale poradziliśmy sobie, prawda, kochanie? - Pattie szczebiocze do niego, a ja uśmiecham się sama do siebie.
- No dobrze. Damy babci odpocząć. Jeszcze raz dziękuję. Jesteś niezastąpiona - ściskam ją mocno i żegnam się.
*Godzinę później*
- Justin?! - krzyczę od progu domu i rzucam kluczyki na szafkę - Gdzie jesteś?!
Słyszę jakieś głosy dobiegające z salonu, ale są przytłumione. Wchodzę dalej, w głąb domu i widzę coraz większy bałagan z każdym krokiem. Wyciągam małego i przytulając go do siebie szukam Justina. Głosy dobiegają z tarasu, więc wychodzę na ciepłe, wieczorne powietrze i widzę rozwalonego na leżaku Lila Twista i Lila Za palących jakieś świństwo. Tuż obok nich siedzi Justin, trzymając się za głowę.
- Co wy tu do jasnej cholery robicie, mogę się dowiedzieć?! - zakrywam twarz Jaydena, wywracam oczami i najpierw odkładam go w bezpieczne miejsce, do wózka.
- Justin, możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi? - zauważyli, że kipię z wściekłości
- To dom Justina - Lil Twist wstaje i patrzy się na mnie z góry z ironicznym uśmiechem - może robić co chce.
- Radzę ci się nie odzywać, bo szczególnie TY nie masz prawa się wtrącać! Zabieraj to swoje świństwo i wynoś mi się stąd! Justin to mój chłopak, jest ojcem MOJEGO dziecka i MAM to zasrane prawo, żeby cię stąd wywalić. Radzę ci stąd szybko wyjść, bo zapewniam, że wezwę policję i nie sądzę aby było tak miło jak was zamkną za te wszystkie skręty, które leżą na stole!
- Za bardzo się spinasz, maleńka. Przydałby ci się jeden joincik, a od razu załapałabyś fazę.
- Wynoś się! - drę się na niego i popycham go - precz! - Justin wstaje i zbliża się do mnie, rzucając mi pytające spojrzenie - z tobą pogadam później! Masz przesrane! A wy wynosić się! Ale już! - wypędzam ich, otwierając drzwi wejściowe i rzucając Justinowi mordercze spojrzenie. Widzę w jakim jest stanie. Tym razem przegiął...
Zanim zajmę się Justinem, odkładam Jaydena do łóżeczka na górze i puszczam mu kołysanki, żeby nie słyszał nas. Mały w sekundę zamyka oczka i zasypia, więc schodzę na dół. Justin siedzi na kanapie, kompletnie nie łapiąc kontaktu z rzeczywistością. Widać, że jest mu niedobrze. Jest blady, wręcz zielonkawy,
- Co oni ci dali? - staję przed nim - co ty kurwa ćpałeś?! - wydzieram się na niego, a on podnosi mokrą od łez twarz i próbuje skupić wzrok na mnie, ale oczy mu odlatują
Klepię go w policzek i na chwilę się skupia na mnie:
- Za dużo... Źle się czuję...
- No się kurwa nie dziwię! - idę po szklankę i dzbanek z wodą. Nalewam mu i wypija, ale to mało pomaga. Oblewam go lodowatą wodą i wreszcie trochę trzeźwieje.
- Czy teraz możesz mi do jasnej cholery powiedzieć, co się z tobą dzieje?! Co oni tutaj robili?!
- Mieliśmy się wyluzować... Byłem zmęczony... Jayden... To za dużo... - ledwo co bełkocze, więc odpuszczam mu i pomagam mu dojść do pokoju gościnnego na dole. Kładę go i ze łzami w oczach zostawiam do rana, aż się ogarnie. Zabieram Jaydena do siebie i zasypiam wtulona w jego małe ciałko.