2:24 w nocy... Słyszę dobiegający z pokoju obok płacz dziecka. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, że to przecież moje dziecko i muszę wstać. Zerwałam się na równe nogi i popędziłam do dziecięcego pokoiku.
- No już maluszku, nie płacz, mama jest przy tobie - biorę mojego kwilącego synka na ręce i tulę go do siebie - pewnie wolałbyś spać z mamą, prawda? - szepczę w jego cienkie włoski i wychodzę razem z nim z pokoju.
Kładę go delikatnie na jednej z płaskich poduszek na samym środku wielkiego łóżka i najdelikatniej jak mogę kładę się obok niego. Leżę na boku i głaszczę go palcem po czółku. Mimo tego, że jest obok mnie, dalej cicho płacze, więc przygarniam go do siebie i daję mu jeść. Przez chwilę jest cisza, ale to nie pomogło na dłuższą metę. Wstaję i zmieniam Jayowi pieluszkę. Dalej nic. Zrezygnowana kładę się znowu w łóżku z Jaydenem i przytulam go do siebie. Zaczynam śpiewać mu cichutko jedną z moich ulubionych piosenek Justina, "Nothing like us". Po chwili mały patrzy się na mnie spokojnymi oczkami i powoli zaczyna zasypiać. Całuję go w czubek główki i przytulam do niej policzek. Zasypiam ze świadomością, że nie mogę się rozpychać i muszę uważać.
Budzimy się z Jayem po 6 na karmienie. Przechadzam się po domu ze śpiącym synkiem na rękach, delikatnie go kołysząc. W moich ramionach nie waży nic. Piórko. Okruszek. Wychodzę na taras i spoglądam na panoramę miasta, które pokochałam, mimo złych wspomnień. To takie niesamowite, że w przeciągu półtora roku tak wiele się wydarzyło. Patrząc na mojego małego synka nie mogę uwierzyć, że to moje i Justina dziecko. Zbliżyliśmy się do siebie, jak nawet nigdy nie przypuszczałam, że będzie to możliwe. Będąc w LA po raz pierwszy, nie sądziłam, że taki chłopak jak Justin może mnie pokochać na tyle, żeby spędzić ze mną całe życie. Teraz wracając tutaj znowu mam w sercu coś innego.
Podziwiam Justina za wszystko co dla nas robi. Ryzykuje własną karierę, marzenia i przyszłość, żeby dać nam rodzinę i być z nami. To więcej niż mogę wymagać. Postawił nas na pierwszym miejscu, a to znaczy dla mnie wszystko. Teraz mam pewność, że możemy dać Jay'owi to czego nie miało żadne z nas - pełną, szczęśliwą rodzinę. Żadne z nas go nie zostawi, bo wiemy jak trudno jest dorastać bez obojga rodziców.
Jayden leży w swoim bujaczku w salonie, a ja wreszcie trochę odpoczywam. Dochodzi dopiero 8, więc Pattie będzie dopiero za godzinę. Ja będę jechać do Justina, a ona zajmie się Jayem, bo nie chcę go ciągać po szpitalach. Dzięki niej będę mogła spędzić cały dzień z Justinem. Niesamowicie bardzo się za nim stęskniłam.
Póki mały śpi ja mogę wziąć prysznic i w miarę się ogarnąć. Trudno jest być samej w domu z dzieckiem, ale nie jest to niemożliwe. Patrzę na siebie w wielkim lustrze w łazience i nie wierzę, jak szybko moje ciało wróciło do poprzednich rozmiarów. Wyglądam nawet lepiej. Już nie wystają mi żebra, moje piersi są pełniejsze, a biodra mają jakikolwiek kształt. Uśmiecham się do siebie i wchodzę pod gorący strumień wody. To jest to czego mi było trzeba.
W domu jestem pierwszy raz od 3 tygodni. Cały czas spędzałam w szpitalu, ledwo co kontaktując się ze światem. Mało mnie obchodziło co się dzieje poza murami szpitala, bo mój cały świat był w nim. Mimo, że urodziłam Jaya i kocham go bardziej niż cokolwiek innego, moja miłość do Justina się nie zmieniła. Dalej jest całym moim światem, dalej mnie uszczęśliwia i dalej zrobiłabym dla niego wszystko. Nasza miłość dojrzała. Już nie zachowujemy się jak dzieci, tylko jak dorośli, którzy mają swoje obowiązki, ale radzą sobie z życiem najlepiej jak mogą.
- Kochanie, mama niedługo wróci. Musi jechać do tatusia, bo tata tęskni za nami - całuję go w czółko i kładę do łóżeczka. Wychodzę tyłem z pokoiku już za nim tęskniąc - wszystko jest w kuchni na blacie. Chyba nie muszę ci mówić wszystkiego, prawda? - uśmiecham się do Pattie
- Leć już, damy sobie radę - przytula mnie, a ja zabieram kluczyki i wychodzę z domu. Rzucam je Dennisowi i mruczę sama do siebie - muszę wreszcie zrobić prawo jazdy...
Wbiegam rozradowana do szpitala, tupiąc nogą wjeżdżam windą na drugie piętro i wręcz wbiegam do pokoju. Justin stoi w oknie i macha do Beliebers, które o mało co mnie nie zgniotły kiedy wchodziłam do szpitala. Kiedy zamykam drzwi, Jus odwraca się i promienieje tak samo jak ja. Staram się w miarę delikatnie go przytulić, ale wpadam na niego z całej tej euforii. Jęczy cicho i śmieje mi się do ucha.
- Czasami zachowujesz się jak mała dziewczynka - odgarnia mi włosy z czoła
- Wiem - całuję go w brodę i wtulam się w niego - stęskniłam się za Tobą. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj chociażby na chwilę.
- Nie zostawię. Przecież wiesz. Jak Jay?
- W porządku, ale często się budzi w nocy. Mało spałam...
Justin kładzie się na łóżku, a ja wciskam się obok niego.
- Czemu nic nie mówisz? - pytam po chwili ciszy
- Myślę.
- O czym? - podnoszę wzrok i napotykam jego zmartwioną twarz
- O Tobie - marszczę brwi, a on rozciera zmarszczki na moim czole - jesteś jedną z najodważniejszych kobiet w moim życiu. Nie wiem czym zasłużyłem sobie na ciebie, ale musiało to być coś wielkiego.
- Nie mów tak... Nie zrobiłam nic wielkiego.
- Zrobiłaś. Jesteś jeszcze młoda, dopiero co zaczęliśmy żyć jak dorośli, a ty otrząsnęłaś się bo tym... wiesz o czym mówię. Urodziłaś naszego synka, za co do końca życia nie będę mógł ci się odwdzięczyć. Wiem, że to nie łatwe, kiedy ma się na głowie miliard problemów, ale moje problemy przy twoich były niczym. Jesteś silna, odważna i niesamowicie seksowna. Wiesz, że jesteś moją boginią, prawda?
- Nie otrząsnęłabym się po tym wszystkim, gdyby nie wsparcie i miłość, którą mi dałeś. Spełniłeś wszystkie moje marzenia, zaczynając od spotkania cię, kończąc na byciu z tobą, a nie wspominając już o wspólnym życiu. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Nigdy ci o tym nie mówiłam, bo się bałam, ale teraz już wiem, że to co zrobiłam nie było potrzebne. Kiedyś pomagało, ale teraz nie zrobiłabym tego za żadne skarby.
- Czego? - pyta a ja odsłaniam rękawy mojej bluzki i wyginam nadgarstki w łuk
- Cięłam się - na mojej opalonej skórze widać białe szramy, które szpecą gładką fakturę - większość zniknęła, bo nie były głębokie, ale te najgorsze zostały - Justin patrzy na mnie z konsternacją
- Dlaczego się cięłaś?
- Bo bolało mnie serce.
- Dlatego zadałaś sobie więcej bólu? - podnosi się na łokciach
- Nie. Zrobiłam to po to, żeby zagłuszyć tamten ból. On jest gorszy niż cokolwiek. Świadomość, że wszystko co jest dla ciebie ważne, jest nieosiągalne była tak bolesna, że wolałam ból fizyczny. To była dla mnie ucieczka i chociaż wiem, że to nie jest normalne, ani nie pomaga na dłuższą metę, to wtedy to była ostatnia deska ratunku. Dopiero będąc z tobą uświadomiłam sobie, że nie patrzyłam w przyszłość i nie wierzyłam w siebie, ale kto by wierzył w marzenie o byciu blisko ciebie? Praktycznie nikt.
- Czyli skrzywdziłaś siebie, bo mnie kochałaś, a ja cię nie znałem, tak?
- Nie. Bo wiedziałam, że jesteś sławny i że wokół ciebie jest o wiele więcej ładnych, mądrych i utalentowanych dziewczyn. Nie wyróżniałam się.
- A jednak jestem z tobą, a nie z żadną z nich.
- Tak, wiem. Dalej tego nie rozumiem, ale jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
- Kochanie, kiedy wreszcie zobaczysz, że jesteś najbardziej niesamowitą dziewczyną na świecie? Jesteś dla mnie najlepsza i nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek ktoś mógł cię zastąpić. Co mam jeszcze zrobić, żebyś zrozumiała? Nie było nam łatwo od początku. Mieliśmy problemy, trudne chwile, a i tak dalej jesteśmy razem. Jesteśmy dzięki temu silniejsi. Kocham cię. Kocham ciebie i naszego synka. Jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Największym szczęściarzem, jaki chodzi po tej ziemi. Nie wiem w jaki sposób mam ci to pokazać, nie wiem jak ci to uświadomić, ale jesteś dla mnie wszystkim i to się nie zmieni. Kocham cię, rozumiesz?!
Patrzę na niego ze łzami w oczach i próbuję je powstrzymać ostatkami sił. Nie udaje mi się, bo widzę je też w jego oczach.
- Kocham - szepcze do mnie i tuli mnie do siebie - proszę, uwierz w to w końcu, skarbie. Tak bardzo cię kocham.
- Za każdym razem, kiedy patrzysz mi w oczy, wiesz co czuję. Spójrz w nie teraz, bo nie potrafię słowami określić tego, co czuję do ciebie odkąd cię spotkałam. Wiem tylko, że czuję się bezpiecznie. Czuję, że jestem tam gdzie powinnam.
- Ja jak na razie nie... Nie lubię tego łóżka... Nie ma w nim ciebie i męczą mnie koszmary. Chcę już do domu...
- Już niedługo. W domu czeka na ciebie Jayden. Jak wrócisz, wszystko będzie tak, jak powinno być. Kiedy wracasz do nagrywania?
- Na razie mam przerwę. Mam pomysły, ale brakuje mi sił. Muszę odpocząć. Na razie wiem tyle, że wydam płytę za miesiąc, dwa, a później pewnie posypią się wywiady i nowa trasa.
- Czyli znowu rozłąka... Nie wiem czy mi się o podoba, ale wiem, że cię od tego nie odciągnę.
- Mam pomysł. Może zanim wydam płytę, pojedziemy w jakieś egzotyczne miejsce, co? Może Bali? Chętnie bym tam wrócił. Możemy tam kupić jakiś mały domek. Tam nikt na mnie nie zwraca uwagi i mam spokój. To chyba najlepsze wyjście dla ciebie i małego. Dla mnie w sumie też. Nie możemy cały czas się ukrywać u nas w domu. Tam będziemy mieli całą wyspę dla siebie. Plaża, palmy, świeże owoce, drinki z palemką... Co ty na to?
- Hmm... W sumie brzmi fajnie. Ale jeden warunek. Chociaż na tydzień bierzemy tam twoich rodziców, dziadków i ekipę. Stęskniłam się za nimi. Czas w końcu spędzić trochę czasu razem. Po trasie są dla mnie jak rodzina i trudno mi bez nich. A domyślam się, że twoi dziadkowie chętnie odpoczną w cieple.
- Dobra. Więc jak tylko będę mógł latać, rezerwuję odrzutowiec i lecimy. Podasz mi macbooka?
Wstaję ociężale i podaję mu laptopa. Po drodze do łóżka zgarniam wodę i miskę owoców z szafki. Siadam po turecku obok Justina i zerkam co robi. Mogłam się spodziewać... Szuka domku na Bali...
- Naprawdę musisz od razu szukać? Strasznie pochopnie wszystko robisz, wiesz?
- Ale...
- Wiem, że chciałbyś już go mieć, ale może przemyślimy to, przedyskutujemy, pooglądamy kilka i dopiero wybierzemy, hmm? Nie śpieszy nam się. Poza tym, po co kupować? Nie można wynająć? Nie masz tyle czasu, żeby jeździć tam co tydzień albo co miesiąc. Nie widzę w tym sensu.
- Zawsze wszystko musisz planować? - przewraca oczami
- Tak, bo wtedy jestem zadowolona z efektu. A tak? Coś może pójść nie tak, coś może być źle, coś może być nie tak z tym domem i potem będą same problemy...
- Może i masz rację? W sumie nam się nie pali. Zawsze możemy znaleźć coś na miejscu, a przez kilka dni zamieszkać w hotelu.
Justin leżał w szpitalu jeszcze 2 tygodnie, dopóki nie zrobili mu wszystkich bandaży. Wreszcie po tym niebotycznie długim pobycie w sterylnej sali, wracamy do domu. Justin uparł się, że to on zmieni pieluchę Jayowi, więc z rozbawieniem przyglądam się jego nieudolnym próbom.
- Chyba dawno tego nie robiłeś, prawda? - próbuję zdusić śmiech - daj, zrobię to szybciej.
- Nie! Ja... No dobra - dobrze wie, że protesty na nic mu się nie zdadzą więc po prostu odpuszcza i ubiera się w świeżą koszulkę.
- Czy możemy już jechać? - pytam się biorąc Jaya na ręce i przytulając się do niego - nasz synek chyba ma już dosyć tego okropnego miejsca, prawda kochanie? - szczebioczę do niego, a Jus patrzy na nas z szerokim uśmiechem i przytula nas oboje.
- Wracajmy do domu. Już się stęskniłem za naszym wygodnym łóżkiem... i za moją - całuje mnie w szyję - ukochaną - kolejny pocałunek - dziewczyną...
- Jayden patrzy, uspokój się - chichoczę i całuję go w czubek nosa.
W ciągu dwóch godzin jesteśmy już w domu, a Jay śpi u siebie nakarmiony do syta. Dzięki temu mamy dla siebie dobre 3-4 godziny, co bardzo mnie cieszy.
Stawiam elektroniczną nianię na stoliku w salonie i siadam przytulona do Justina na kanapie.
- Wreszcie sami... Możemy wreszcie odpocząć trochę tak jak chcemy - mruczę cicho wciągając boski zapach mojego Justina - tęskniłam za tym, wiesz? - podnoszę wzrok na jego piękną twarz i uśmiecham się szeroko.
Justin tylko całuje mnie w czoło i opiera brodę na mojej głowie.
- Kiedy tak tam leżałem, dopiero uświadomiłem sobie, jak dużą i odpowiedzialną rolę mamy teraz do spełnienia.
- Co masz na myśli?
- Spieszyłem się do was, nie myśląc o własnym bezpieczeństwie i przez to mogłem zginąć, a wy zostalibyście sami, bez żadnego wsparcia czy opieki. Zdałem sobie sprawę, że tu nie chodzi tylko o to, żebyśmy chronili Jaydena w każdy możliwy sposób. Musimy chronić też siebie nawzajem, bo to dzięki nam on jest bezpieczny. Wreszcie zrozumiałem, że muszę dorosnąć choćby nie wiem co. Przecież zachowałem się jak niedojrzałe dziecko. Przez to ty rodziłaś sama, bez mojego wparcia, miałaś jeszcze więcej na głowie i sama musiałaś wszystko ogarnąć. Jak mogłem być tak głupi?!
- Justin, uspokój się. Masz rację, musimy być dorośli i stanąć na wysokości zadania, ale błędy popełnia każdy i nie możemy za każdym razem się nad nimi załamywać. Trzeba iść dalej i uważać, żeby więcej nam się noga nie podwinęła.
- Ale dlaczego to akurat ja popełniam te błędy? To ja jeszcze nie dojrzałem. Jestem jeszcze dzieciakiem i nie potrafię się opanować. To frustrujące.
- Nie tylko ty popełniasz te błędy. Popełniamy je razem. Jesteśmy parą, a co ważniejsze rodzicami. Przez to jesteśmy jednością i wszystkie błędy są naszymi wspólnymi. Pogódź się z tym, że jesteś tylko człowiekiem i nie zawsze wszystko będzie po twojej myśli.
- Wiem... Bardzo dobrze to wiem...
- Proszę, nie zamartwiaj się już. Miałam zupełnie inne plany... - uśmiecham się znacząco a Justinowi dwa razy nie trzeba powtarzać...
Boski *.* Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńGENIALNY <3
OdpowiedzUsuńJus nareszcie w domu. Ten pomysł z wyjazdem do Bali.Z niecierpliwością czekam na następny.