Teraz, kiedy już w miarę wróciłam do normy, często czuję się samotna w Paryżu, bo nikogo tu nie znam oprócz taty i kilku typowych mam z mojej kamienicy, ale ciężko się z nimi porozumieć, bo dalej mówię tylko po angielsku. Chyba powinnam się nauczyć francuskiego, ale jakoś mi to nie idzie. Chyba to nie mój język.
O ile wyjeżdżając z Amsterdamu płakałam za Justinem i myślałam, że to właśnie jego będzie mi najbardziej na świecie brakować, to teraz uświadomiłam sobie, że nie tylko jego. Tęsknię za troską Pattie, za reprymendami Scootera na temat naszego zachowania, za żartami i wygłupianiem się z Alfredo i za śpiewaniem wspólnie z Danem. Brakuje mi tego wszystkiego i to strasznie.
Od paru tygodni coraz bardziej oddalam się od taty. Znowu. No cóż, wiedziałam, że nie będzie tak pięknie. Że niby zjawi się nagle i wszystko będzie jak dawniej? Musiałabym być głupia, żeby w to wierzyć. Prawda, nie zapomina o tym, żeby zapłacić wszystko i jeszcze dać mi na życie. Stać go na to i podejrzewam, że stać go też na jedną z tych blondyneczek w ołówkowej spódniczce, która załatwia takie sprawy. Jestem mu wdzięczna za wsparcie finansowe, ale odkąd wróciłam widziałam go 2 razy. Ciężko być całymi dniami samej i nie mieć się do kogo odezwać, więc wychodzę to do kawiarni, do sklepu, do centrum handlowego. Staram się zagospodarować sobie czas.
Wczoraj miałam kolejną wizytę. Dziecko dalej jest małe, ale wszystko jest w porządku. Jak to powiedziała moja lekarka:
- Wydaje mi się, że maluszek będzie drobniutki jak jego mama - mówiła to z tak przymilnym uśmiechem, że aż nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Od razu pomyślałam, że nie tylko po mnie odziedziczy drobne kostki, ale po Justinie także.
Znowu wysłałam Justinowi zdjęcie, bo na tych naprawdę widać dziecko. Widać małe rączki, stópki, nosek i pełne usteczka. O wiele bardziej czuję jak się rusza, jak wbija mi łokcie i kolana w żebra, jak się obraca. Co prawda nie wywija koziołków jak kiedyś, ale to normalne.
Sama jestem zdziwiona tym, jak szybko zaadaptowałam się w roli przyszłej mamy. Wydaje mi się to takie... naturalne. Mówię do niego, śpiewam mu i wcale nie czuję się dziwnie, bo wiem, że nie mówię do siebie.
Wysłałam Justinowi sms-a z kolejnym zdjęciem. Znowu nic nie odpisał, mimo, że zapytałam się go, czy wszystko okej. Zaczynam się martwić, bo nie powstrzymałam się i sprawdziłam jego facebooka, twittera, instargama i inne pierdoły. Przez cały miesiąc nic nie pisał. Zero odzewu, zero kontaktu, nic. W końcu biorę do ręki telefon i dzwonię do niego. Od razu włącza się sekretarka. Wybieram numer Pattie. Odbiera po kilku sygnałach i jak zwykle ma anielsko ciepły i spokojny głos:
- Słucham?
- Hej, tutaj Julia - mówię cicho, bo nie wiem jak zareaguje
- Dzień dobry, słonko! Jak się czujesz? - rozpromienia się - Wszystko w porządku?
- Tak, u nas wszystko dobrze, ale martwię się o Justina. Nie odpisuje na moje sms-y, ma wyłączony telefon. Wiesz co się z nim dzieje?
- Właśnie o to chodzi, że nie mam zielonego pojęcia. Nie ma go w domu, nie kontaktuje się z nami od miesiąca.
- Nie martwisz się o niego? - pytam, bo mówi to ze stoickim spokojem
- Oczywiście, że tak, ale znam Justina. Nie zrobi nic głupiego. Może potrzebował pobyć sam. Jest w centrum uwagi całą dobę, 7 dni w tygodniu. A poza tym kilka dni po jego powrocie do LA ludzie jakoś dowiedzieli się, że się rozstaliście i zaczęło się piekło. Wszędzie, ale to dosłownie wszędzie byli paparazzi. Nie dało się wyjść z domu, bo wszyscy zagradzali bramę.
- O Chryste... Nie wiedziałam... - zakrywam usta ręką
- Jak to? Nikt cię nie rozpoznał? - pyta ze zdziwieniem
- Nie. Kompletnie. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Pewnie się mnie nie spodziewają... Ach ten Pary... - wyrywa mi się i milknę. Mam ogromną nadzieję, że tego nie usłyszała, ale wiem, że tak
- Jesteś w Paryżu? Jak to?
- Długa historia... Najważniejsze, że już się uspokoili. Zadzwoń do mnie, jak Justin się odezwie. Muszę kończyć.
- Jasne. Dbaj o siebie. Dobranoc.
- Dobranoc, Pattie - głos mi się łamie, bo bardzo za nią tęsknię.
Kładę głowę na miękkie poduszki i odpływam w sen.
Kiedy się obudziłam i spojrzałam na telefon, miałam kilka nieodebranych połączeń od taty i wiadomość, również od niego. Patrzę na zegarek i zrywam się na równe nogi. Pół godziny temu miałam być pod jego firmą. Musieliśmy pojechać po kamerę, a potem po meble dla dziecka.
W ekspresowym tempie myję się i zjadam śniadanie. Pół godziny później siedzę już w taksówce ze słuchawkami w uszach i słucham Be Alright. Ta piosenka wiele dla mnie znaczy, szczególnie teraz. Może to trochę destrukcyjne słuchać swojego byłego, który nadal jest w twoim sercu i nosisz jego dziecko... Może.
Płacę i wysiadam z taksówki. Szybko puszczam tacie sygnał i czekam dalej słuchając Be Alright.
Nagle przykuwa moją uwagę czarny mercedes, który podjeżdża pod firmę. Ma przyciemnione szyby i nie widzę kto nim jedzie. Wreszcie samochód zatrzymuje się, otwierają się tylne drzwi i przez chwilę nikt nie wysiada. Nagle pojawiają się białe buty, które dobrze znam. Reszta, to dla mnie jak sen.
Justin wysiada zgrabnie z niskiego samochodu i poprawia kurtkę. Ubrany jest normalnie, ale cała jego postać wydaje się nierealna. Zwykła, czarna beanie, niebieska kurtka, nisko opuszczone, czarne spodnie i białe adidasy. Stoję jak wryta i nie wiem co mam zrobić. Tak bardzo mam ochotę do niego podbiec i przytulić się, ale nie wiem czy powinnam, więc dalej stoję jak kołek. Justin ma spuszczony wzrok. Kieruje się do wejścia, praktycznie idąc na mnie. Wreszcie prostuje się i również zamiera. Zawiesza wzrok na wybrzuszeniu pod moją kurtką i na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Rusza w moją stronę z tym swoim zniewalającym uśmiechem i staje przede mną.
- Dzień dobry... - mówi niepewnie, ale nie potrafi ukryć radości.
- Hej, co tutaj robisz? - pytam się autentycznie zdziwiona
- Zabieram cię do domu - uśmiech znika z jego twarzy. Boi się co powiem.
- Justin, może porozmawiamy gdzie indziej, bo ludzie zwracają na nas uwagę... - kilka przechodniów wlepiło w nas wzrok, po czym odeszli.
- Tak, to niezły... Dzień dobry - mówi Justin i patrzy się na coś nad moim ramieniem... właściwie na kogoś...
Momentalnie się odwracam i wyrasta przede mną tata. Wzrok ma mrożący, postawę pozornie spokojną, ale i tak wydaje się groźny. Przysuwam się do Justina i patrzę niepewnie na tatę.
- Hej, tato. To jest Justin... ale chyba już wiesz... - mówię cicho, a tata wyciąga rękę i wita się z Jusem
- Dzień dobry - mówi w miarę spokojnym głosem - rozumiem, że przekładamy nasze dzisiejsze zakupy, prawda? - mówi do mnie, ale dalej zerka na Justina... Niezręcznie...
- Wiesz... Chcielibyśmy porozmawiać. Pojadę sama - uśmiecham się do niego
- W takim razie, ja wracam do pracy. Miłego dnia, córeczko. Do widzenia, Justin.
Tata wchodzi do firmy, a ja odwracam się do Justina:
- Jedźmy - łapię go za rękę i ciągnę w stronę samochodu.
Nagle przed nas wyskakuje jakaś dziewczyna z telefonem i robi nam zdjęcie. Mówi coś po francusku, a właściwie drze się wymachując telefonem. Pokazuje na mój brzuch i już wiem, że mamy przerąbane...
Wsiadamy szybko do samochodu, zamykamy drzwi i odjeżdżamy z piskiem opon. Jestem przerażona, bo jeśli ona to wyśle gdziekolwiek, jesteśmy skończeni. Patrzę się na Justina, a on na mnie. W jego oczach widać niepokój, ale też radość.
- Kurwa... - szepczę i chowam twarz w dłoniach
- Przynajmniej wszystko załatwione - mówi Justin, a ja spoglądam na niego zdziwiona - no co?
- Justin, po co tutaj przyjeżdżałeś? Już wszystko się układało, wszystko byłoby dobrze! Poza tym... W jaki sposób mnie znalazłeś do cholery?!
- Pojeździłem trochę po świecie... - mówi i uśmiecha się tajemniczo - proszę cię, wróć ze mną. Nie musimy się już ukrywać. Za jakieś 10 minut wszyscy na świecie będą o tym wiedzieć. Naprawdę chcesz się ukrywać? Teraz już nie masz jak, bo wszyscy wiedzą, że tu jesteś.
- Justin, ale...
- Nie mów mi, że nie chcesz, bo wiem, że to nie prawda. Nie rób mi tego, proszę. Te dwa miesiące były dla mnie największą katorgą. Ty też cierpiałaś, prawda?
- Tak...
- Weź to co czułaś i pomnóż przez 2. Nie tęskniłem tylko za tobą. Tęskniłem za wami. Za tobą i za naszą Fasolką. Nie mogłem znieść myśli, że mogę widzieć ją tylko co jakiś czas. Nie chcę tego. Bardzo tego nie chcę. Nie zostawiaj mnie - w jego oczach widać jakieś szaleńczo silne uczucia. Biega wzrokiem po mojej twarzy, stara się z niej coś wyczytać. Wiem, że chce zobaczyć moje emocje. Nie wiem czemu ich jeszcze nie dostrzega, bo zawsze potrafił wszystko wyczytać z moich oczu. Każdą radość, każdy smutek, każde zmartwienie.
- Powiedz coś. Proszę - szepcze i łapie mnie za ręce - Julka, kurwa, nie każ mi spędzać kolejnej chwili bez ciebie! Nie zniosę tego, rozumiesz?!
Przetrawiam sobie wszystko w głowie. Staram się oswoić z tym, że to wszystko się teraz naprawdę dzieje. To nie jest sen. A może... Nie. To wszystko jest zbyt realne. Jego ból za bardzo kuje mnie w serce, jego ciepło jest zbyt dotkliwe dla moich dłoni. On tutaj jest i widzę jego łzy. Uwalniam jedną rękę z jego uścisku i ocieram nią jego mokre policzki.
- Usychałam z tęsknoty - szepczę i za nim zdążę się zorientować, już czuję ciepło jego malinowych ust na moich.
Znowu jesteśmy razem. Znowu mam go dla siebie. Znowu czuję się bezpieczna.
Już dawno nie czułam tego smaku. Słodycz żelków, posmak pasty do zębów i Justin. Ten smak lubię najbardziej.
Czuję łzy napierające mi na powieki. Odsuwam się od niego, patrzę w jego karmelowe oczy i dostrzegam jak powoli się uspokaja. Jego oczy stają się delikatniejsze, źrenice wracają do swojego rozmiaru, a na twarzy pojawia się wyraźna ulga.
- Wracasz do domu? Dla przypomnienia: Nigdzie się bez ciebie i naszego dziecka nie ruszam.
Roześmiałam się głośno i pocałowałam go w brodę.
- Wracamy - mruczę i moszczę się w jego ramionach - ale najpierw musimy się spakować - głaszczę się po brzuchu - i coś zjeść - dodaję kiedy czuję lekki ruch.
- No to gdzie mamy jechać? - pyta się mnie
Podałam adres kierowcy i zamknęłam na chwile oczy. Uśmiecham się sama do siebie, bo byłam tak stęskniona jego dotyku, że teraz każde miejsce, które dotknął mrowi mnie przyjemnie. Jedziemy w ciszy ciesząc się swoją obecnością. Chłoniemy swoje ciepło, jakbyśmy wymarźli przez te dwa miesiące i teraz próbujemy jakoś się zregenerować.
W ciągu 20 minut jesteśmy już na klatce i szukam swoich kluczy. Przekopuję swoją torebkę i wreszcie, na samym dnie natykam się na zimny metal. Wyciągam je szybko i drżącymi rękami otwieram drzwi. W ekspresowym tempie zamykam drzwi na zamek i biegnę pędem do łazienki. Justin patrzy na mnie z uniesionymi brwiami, a ja zamykam mu drzwi przed nosem. Wreszcie toaleta...
Myję ręce i wychodzę, a Justin siedzi na kanapie i śmieje się ze mnie.
- No co? Ten mały tam uciska mi wszystko co mam w środku! Co 10 minut chodzę do łazienki i uwierz, to nie jest komfortowe.
Znowu śmieje się dźwięcznie i przyciąga mnie do siebie.
- Stęskniłem się za wami - mówi do mojego brzucha
Uśmiecham się do siebie i przeczesuję jego włosy palcami.
- Idę zrobić coś do jedzenia - mówię i znikam w kuchni.
Po zjedzonym obiedzie siedzimy i bezproduktywnie wylegujemy się na sofie. Ja z głową na kolanach Justina, a on z nogami na stoliku. Oboje trzymamy ręce na moim brzuchu i wyczekujemy kiedy zacznie się ruszać.
- Nie sądzisz, że to dziwne, jak szybko uświadomiliśmy sobie, że będziemy rodzicami? To dla mnie nierealne, że leżymy i zachowujemy się jak normalna para, kiedy tak naprawdę nie mamy z nią nic wspólnego.
- To źle, że się przyzwyczailiśmy do myśli, że za chwilę nie będziemy sami?
- Nie, po prostu to takie... nienormalnie w naszym wieku. Przyznasz, że dziecko było wpadką, a my zachowujemy się teraz jakby to, że będziemy musieli poświęcić cały swój czas jakiejś małej istotce, nie było niczym strasznym, tylko pięknym.
- Na początku tak nie było. Bałem się.
- Nawet nie wiesz jak ja się bałam, że mnie znienawidzisz, że zniszczę ci karierę. Byłam przerażona...
- Dalej nie wiem jak to się stało... To znaczy, znam schemat, ale przecież nie było opcji, prawda?
- Schemat? - śmieję się głośno - zawsze jest opcja. Tyle, że z naszym szczęściem, to ta szansa jeden na milion jest całkiem możliwa.
- Co masz na myśli?
- Ty jeden na milion zostałeś gwiazdą światowego formatu, a ja jedna na milion zostałam twoją dziewczyną.
- No tak. I nasze dziecko jedno na milion będzie miało takich wyjątkowych rodziców - zaśmiał się - właśnie! Miałem ci coś puścić - sięga po laptopa i po chwili podaje mi słuchawki.
Zakładam je i wsłuchuję się w lecącą melodię.
[Odsłuchaj]
Słowa jak zwykle idealnie opisują to, co Justin czuje. Dalej wierzy w naszą miłość, dalej wierzy w nas. To ja przestałam wierzyć, że wszystko może się ułożyć. Przestałam wierzyć, że możemy być razem i możemy żyć szczęśliwie. Wolałam uciec, zamiast przyjąć konsekwencje jak normalny człowiek.
- Kocham cię - szepczę i całuję go w usta
- Nie uciekaj mi już, proszę - widzę zmartwienie na jego twarzy
- Nie będę, obiecuję.
- Dlaczego nigdy nie mówiłaś mi o swoim tacie? - zmienia nagle temat po chwili milczenia
- Bo go nie było. Pojawił się po naszym rozstaniu, kiedy chciałam mu podziękować za pomoc. Bez jego pieniędzy nie dałabym sobie rady. Tak jakoś wszystko się potoczyło, że on się bardziej interesował niż mama. Ona do tej pory nie wie, że jestem w ciąży. Nie dzwoni do mnie, nie kontaktuje się...
- Nie brakuje ci jej?
- Nie. Nie była najlepszą matką. Właściwie wychowałam się sama, a ona tylko mnie utrzymywała. Nie przeszkadza mi, że się nie odzywa.
- Julka?
- Hmmm?
- Boję się...
- Czego? - podnoszę się i parzę mu w oczy
- Że nie damy sobie rady. Boję się, że się rozstaniemy. Boję się wielu rzeczy. A co jeśli nie dam rady? Jeśli nie dorosnę i nie będę dobrym ojcem?
- Będziesz wspaniałym tatą. Jesteś idealnym chłopakiem, bratem i synem. Śpiewasz dla tysięcy ludzi, nagrywasz płyty, latasz po świecie. Dasz sobie radę z małym berbeciem - śmieję się
- Ty się nie boisz?
- Boję się, ale nie tego co ty. Boję się bólu i że coś może pójść nie tak. Boję się, że nie dam rady go urodzić.
- Jeszcze masz czas, żeby się martwić.
- No nie za dużo. Dwa miesiące.
- Te dwa miesiące bez was ciągnęły mi się w nieskończoność.
- Przepraszam cię, kochanie.
- Wiem, że robiłaś to dla mnie. Nie musisz przepraszać. Tylko nie rób tego więcej.
- Czułam się winna. Nie chciałam żeby ludzie pomyśleli, że łapię cię na dziecko. Poza tym, bałam się, że znienawidzisz mnie, za zniszczenie ci kariery.
- Julka, czemu tak myślisz? Nie zaszłaś w ciążę sama, ja też się do tego przyczyniłem - uśmiecham się lekko na wspomnienie naszych nocy. To było tak dawno - Wzięłaś na siebie nie swoją winę. Powinienem był bardziej myśleć o konsekwencjach. Nie sądziłem, że to może się nam przydarzyć.
- Dziecko?
Kiwnął głową.
- Nie chciałeś mieć dzieci? - dziwię się i przez chwilę czuję ukłucie w sercu
- Nie, źle mnie zrozumiałaś. Dopiero co się usamodzielniliśmy, zacząłem myśleć o naszej przyszłości, o miejscach, do których chciałem cię zabrać. Jesteśmy jeszcze jedną nogą w dzieciństwie, a już musimy się zająć własnym dzieckiem. Miałem nadzieję, że to się stanie trochę później - oddycham z ulgą
- Czyli... myślałeś o naszym wspólnym życiu?
- Oczywiście! A ty nie?
- Po naszej pierwszej wspólnej nocy. Kiedy patrzyłam na wielkie podwórko za naszym domem. Pomyślałam sobie wtedy, że będą miały się gdzie bawić.
- Miały? Jeszcze nie urodziłaś jednego, a myślisz o gromadce następnych? - śmieje się
- Jak na razie Fasolka mi wystarczy.
*Następnego dnia*
Z samego rana spakowaliśmy się, pojechaliśmy pożegnać się z tatą i już koło 12 siedzieliśmy w samolocie. 15 godzin lotu przespałam i obudziłam się dopiero czując niesamowite napieranie na pęcherz. Wstaję i idę zaspana do łazienki. Kiedy wychodzę, widzę Justina śpiącego smacznie w swoim fotelu. Jak zwykle ma lekko rozwarte usta i rozczochrane włosy. Wygląda jak mały chłopiec, zupełnie zrelaksowany. Siadam na swoje miejsce i wpatruję się w niego, dalej nie wierząc, że lecę do domu. Wszystko ułożyło się wręcz perfekcyjnie.
- Widzisz maluchu? Tata jest z nami, jedziemy do domu i już nie musimy się denerwować. Już niedługo będziemy na miejscu - głaszczę brzuch, na co dostaję kopniaka w odpowiedzi
Koło 8 rano jesteśmy już w Los Angeles i wsiadamy do samochodu. Za bramą płyty lotniska czeka tłum paparazzich, dziennikarzy i fanów. Nie pozwalają nam wyjść, a niektórzy nawet próbują otwierać drzwi. Patrzę przerażona na Justina, a on tylko ściąga brwi i czeka w ciszy. Wreszcie udaje nam się wyjechać na autostradę.
- Mamy przerąbane, prawda? - pytam ledwo dosłyszalnym szeptem
- Nie wiem. Może - patrzy na mnie zmartwiony - damy radę, nie martw się - uśmiecha się smutno, łapie mnie za rękę i odwraca się w stronę szyby.
Jezu, ja już chcę do domu. Chcę się zamknąć w bezpiecznej willi Justina i zapomnieć o wszystkim co złe.
Patrząc przez okno, zauważyłam, że zjeżdżamy nie w tą stronę co trzeba. Odwracam się do tyłu, myśląc, że może chcemy zgubić paparazzich, bo już nie raz tak robiliśmy. Kilka aut za nami jedzie, ale nie wiem czy ktoś nas śledzi czy nie. Postanowiłam, że zdam się na Dennisa, który co jakiś czas zerka w tylne lusterko, napotykając czasem mój wzrok i uśmiechając się lekko.
Wreszcie wjeżdżamy na jakieś nieznane mi osiedle. Jest bardziej nowoczesne niż Calabassas, mnóstwo "kanciastych" domów w bieli i brązie, sportowe samochody i trochę mniej kolorowe ogródki. Dojeżdżamy na sam koniec "osiedla" i po lekko zawiniętej drodze wjeżdżamy przez bramę na teren posesji. Cały dom jest szary, na drugim piętrze ma brązowe belki, które go ocieplają. Z dalej jadącego w górę podjazdu zjeżdża się do garażu podziemnego, ale my zatrzymujemy się przed schodkami. Justin wysiada pierwszy i pomaga mi wytoczyć się z samochodu. Patrzę oniemiała na budynek, na palmy rosnące wokół i na metalowe, lekko przerażające drzwi. Justin otwiera je i wchodzimy korytarzem do przestronnego pokoju dziennego, w większości przeszklonego. Za oknem rozpościera się niesamowity widok. Widać stąd całe Los Angeles! Staję jak wryta i patrzę na Justina.
- Podoba ci się? - pyta
- Tak, jest niesamowity, ale co my tu robimy? - pytam zupełnie ogłupiała
- Przez ostatnie miesiące dużo przeszliśmy, i ja, i ty. Wiele przykrych wydarzeń, które wolałbym zapomnieć przytrafiło się, kiedy mieszkaliśmy tam. Za każdym razem, kiedy wchodziłem do tamtego domu, miałem ochotę go zostawić w cholerę i zamieszkać w hotelu. Za dużo złych wspomnień... Pomyślałem, że powinniśmy zacząć wszystko od nowa, w nowym miejscu, z dala od tamtych gór, tamtego domu, tamtych okropnych, pustych pomieszczeń.
- Czyli...
- To nasz nowy dom - dokańcza za mnie
- Kupiłeś go? - wytrzeszczam oczy
- Tak. Dla nas. Jest mniejszy od poprzedniego, ale przytulniejszy, bardziej rodzinny. Poza tym, ten dom daje nam dużo prywatności, a ona będzie nam bardzo potrzebna.
Śmieję się sama do siebie. Nie wierzę, że Justin kupił nam dom. Piękny, nowoczesny, niesamowity dom ze snów, z bajecznym widokiem na miasto... Nasz dom.
- Chcesz zobaczyć resztę? - pyta łapiąc mnie za rękę
- Tak! Jasne! - wyrywam się z otępienia
Przechodzimy przez różne pomieszczenia, w tym salkę kinową, kuchnię, jadalnię, 6 łazienek, 3 sypialnie... nie... 4 sypialnie, ale ostatnia jest specjalna.
- O matko... - staję na środku pokoju i zakrywam usta dłonią
Jasny pokój, łóżeczko na środku, misie, pluszaki, kolorowe obrazki, dwa fotele, przewijak i masa innych pięknych rzeczy. Wszystko uniwersalne, jasne i nowoczesne, ale nie przesadnie.
- I co o tym sądzisz? - pyta opierając się o szafę i zakładając ręce na piersi
- Ja... ja... nie wiem co mam powiedzieć... To wszystko jest... cudowne. Po prostu cudowne... - przytulam się do niego i stoimy tak przez dłuższą chwilę.
- To tym się zajmowałeś, kiedy zniknąłeś na półtora miesiąca? - pytam cicho właściwie w jego ramie
- Nie. Przez półtora miesiąca szukałem cię po Europie.
- W takim razie kiedy zdążyłeś kupić dom?
- Kupiłem go 2 miesiące temu...
- Skąd wiedziałeś, że uda ci się mnie znaleźć i przekonać do powrotu?
- Bo ja się nie poddaję. Gdybyś nie chciała wrócić dobrowolnie, wziąłbym cię na ręce i zaniósł do Los Angeles - podnosi jedną brew chcąc być groźnym, na co ja się dźwięcznie śmieję.
Przez większość dnia rozpakowałam się tylko i dalej leżałam na leżaku opalając się na wielkim tarasie. Obok mnie siedział Justin z laptopem i słuchawkami na uszach.
Teraz leżę i wpatruję się w niego zza ciemnych okularów. Uśmiecham się do siebie delikatnie, nie wierząc we własne szczęście. Jego idealnie oświetlony profil, mocno zarysowana szczęka, perfekcyjne brwi, prosty nos i zniewalająco piękne, pełne usta. To wszystko mogę oglądać każdego ranka, każdego wieczoru. Na żywo. Z bliska. Mogę go dotknąć kiedy chce, przytulić, pocałować kiedy mam na to ochotę. Mogę być z nim wszędzie, a co najważniejsze, wiem co się z nim dzieje. Mogę go zapytać co się stało, czemu ma zły humor, jak mu minął dzień, co dzisiaj robił, co zamierza robić. Nie muszę się martwić, że nie otrzymam odpowiedzi na zadane mu pytanie. Ufa mi. Ja ufam jemu. Czy można wymarzyć sobie lepszy układ?
Wreszcie po godzinie odseparowania Justin ściąga słuchawki i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przekręca macbooka tak, żebym widziała ekran. Pokazuje mi zdjęcia dziewczyny, która przed nas wyskoczyła, zdjęcia samochodu, domu w Calabassas, zdjęcia Kennyego i parę innych, które mają najmniejsze znaczenie. Potem przewija na artykuł:
- Tak, to niezły... Dzień dobry - mówi Justin i patrzy się na coś nad moim ramieniem... właściwie na kogoś...
Momentalnie się odwracam i wyrasta przede mną tata. Wzrok ma mrożący, postawę pozornie spokojną, ale i tak wydaje się groźny. Przysuwam się do Justina i patrzę niepewnie na tatę.
- Hej, tato. To jest Justin... ale chyba już wiesz... - mówię cicho, a tata wyciąga rękę i wita się z Jusem
- Dzień dobry - mówi w miarę spokojnym głosem - rozumiem, że przekładamy nasze dzisiejsze zakupy, prawda? - mówi do mnie, ale dalej zerka na Justina... Niezręcznie...
- Wiesz... Chcielibyśmy porozmawiać. Pojadę sama - uśmiecham się do niego
- W takim razie, ja wracam do pracy. Miłego dnia, córeczko. Do widzenia, Justin.
Tata wchodzi do firmy, a ja odwracam się do Justina:
- Jedźmy - łapię go za rękę i ciągnę w stronę samochodu.
Nagle przed nas wyskakuje jakaś dziewczyna z telefonem i robi nam zdjęcie. Mówi coś po francusku, a właściwie drze się wymachując telefonem. Pokazuje na mój brzuch i już wiem, że mamy przerąbane...
Wsiadamy szybko do samochodu, zamykamy drzwi i odjeżdżamy z piskiem opon. Jestem przerażona, bo jeśli ona to wyśle gdziekolwiek, jesteśmy skończeni. Patrzę się na Justina, a on na mnie. W jego oczach widać niepokój, ale też radość.
- Kurwa... - szepczę i chowam twarz w dłoniach
- Przynajmniej wszystko załatwione - mówi Justin, a ja spoglądam na niego zdziwiona - no co?
- Justin, po co tutaj przyjeżdżałeś? Już wszystko się układało, wszystko byłoby dobrze! Poza tym... W jaki sposób mnie znalazłeś do cholery?!
- Pojeździłem trochę po świecie... - mówi i uśmiecha się tajemniczo - proszę cię, wróć ze mną. Nie musimy się już ukrywać. Za jakieś 10 minut wszyscy na świecie będą o tym wiedzieć. Naprawdę chcesz się ukrywać? Teraz już nie masz jak, bo wszyscy wiedzą, że tu jesteś.
- Justin, ale...
- Nie mów mi, że nie chcesz, bo wiem, że to nie prawda. Nie rób mi tego, proszę. Te dwa miesiące były dla mnie największą katorgą. Ty też cierpiałaś, prawda?
- Tak...
- Weź to co czułaś i pomnóż przez 2. Nie tęskniłem tylko za tobą. Tęskniłem za wami. Za tobą i za naszą Fasolką. Nie mogłem znieść myśli, że mogę widzieć ją tylko co jakiś czas. Nie chcę tego. Bardzo tego nie chcę. Nie zostawiaj mnie - w jego oczach widać jakieś szaleńczo silne uczucia. Biega wzrokiem po mojej twarzy, stara się z niej coś wyczytać. Wiem, że chce zobaczyć moje emocje. Nie wiem czemu ich jeszcze nie dostrzega, bo zawsze potrafił wszystko wyczytać z moich oczu. Każdą radość, każdy smutek, każde zmartwienie.
- Powiedz coś. Proszę - szepcze i łapie mnie za ręce - Julka, kurwa, nie każ mi spędzać kolejnej chwili bez ciebie! Nie zniosę tego, rozumiesz?!
Przetrawiam sobie wszystko w głowie. Staram się oswoić z tym, że to wszystko się teraz naprawdę dzieje. To nie jest sen. A może... Nie. To wszystko jest zbyt realne. Jego ból za bardzo kuje mnie w serce, jego ciepło jest zbyt dotkliwe dla moich dłoni. On tutaj jest i widzę jego łzy. Uwalniam jedną rękę z jego uścisku i ocieram nią jego mokre policzki.
- Usychałam z tęsknoty - szepczę i za nim zdążę się zorientować, już czuję ciepło jego malinowych ust na moich.
Znowu jesteśmy razem. Znowu mam go dla siebie. Znowu czuję się bezpieczna.
Już dawno nie czułam tego smaku. Słodycz żelków, posmak pasty do zębów i Justin. Ten smak lubię najbardziej.
Czuję łzy napierające mi na powieki. Odsuwam się od niego, patrzę w jego karmelowe oczy i dostrzegam jak powoli się uspokaja. Jego oczy stają się delikatniejsze, źrenice wracają do swojego rozmiaru, a na twarzy pojawia się wyraźna ulga.
- Wracasz do domu? Dla przypomnienia: Nigdzie się bez ciebie i naszego dziecka nie ruszam.
Roześmiałam się głośno i pocałowałam go w brodę.
- Wracamy - mruczę i moszczę się w jego ramionach - ale najpierw musimy się spakować - głaszczę się po brzuchu - i coś zjeść - dodaję kiedy czuję lekki ruch.
- No to gdzie mamy jechać? - pyta się mnie
Podałam adres kierowcy i zamknęłam na chwile oczy. Uśmiecham się sama do siebie, bo byłam tak stęskniona jego dotyku, że teraz każde miejsce, które dotknął mrowi mnie przyjemnie. Jedziemy w ciszy ciesząc się swoją obecnością. Chłoniemy swoje ciepło, jakbyśmy wymarźli przez te dwa miesiące i teraz próbujemy jakoś się zregenerować.
W ciągu 20 minut jesteśmy już na klatce i szukam swoich kluczy. Przekopuję swoją torebkę i wreszcie, na samym dnie natykam się na zimny metal. Wyciągam je szybko i drżącymi rękami otwieram drzwi. W ekspresowym tempie zamykam drzwi na zamek i biegnę pędem do łazienki. Justin patrzy na mnie z uniesionymi brwiami, a ja zamykam mu drzwi przed nosem. Wreszcie toaleta...
Myję ręce i wychodzę, a Justin siedzi na kanapie i śmieje się ze mnie.
- No co? Ten mały tam uciska mi wszystko co mam w środku! Co 10 minut chodzę do łazienki i uwierz, to nie jest komfortowe.
Znowu śmieje się dźwięcznie i przyciąga mnie do siebie.
- Stęskniłem się za wami - mówi do mojego brzucha
Uśmiecham się do siebie i przeczesuję jego włosy palcami.
- Idę zrobić coś do jedzenia - mówię i znikam w kuchni.
Po zjedzonym obiedzie siedzimy i bezproduktywnie wylegujemy się na sofie. Ja z głową na kolanach Justina, a on z nogami na stoliku. Oboje trzymamy ręce na moim brzuchu i wyczekujemy kiedy zacznie się ruszać.
- Nie sądzisz, że to dziwne, jak szybko uświadomiliśmy sobie, że będziemy rodzicami? To dla mnie nierealne, że leżymy i zachowujemy się jak normalna para, kiedy tak naprawdę nie mamy z nią nic wspólnego.
- To źle, że się przyzwyczailiśmy do myśli, że za chwilę nie będziemy sami?
- Nie, po prostu to takie... nienormalnie w naszym wieku. Przyznasz, że dziecko było wpadką, a my zachowujemy się teraz jakby to, że będziemy musieli poświęcić cały swój czas jakiejś małej istotce, nie było niczym strasznym, tylko pięknym.
- Na początku tak nie było. Bałem się.
- Nawet nie wiesz jak ja się bałam, że mnie znienawidzisz, że zniszczę ci karierę. Byłam przerażona...
- Dalej nie wiem jak to się stało... To znaczy, znam schemat, ale przecież nie było opcji, prawda?
- Schemat? - śmieję się głośno - zawsze jest opcja. Tyle, że z naszym szczęściem, to ta szansa jeden na milion jest całkiem możliwa.
- Co masz na myśli?
- Ty jeden na milion zostałeś gwiazdą światowego formatu, a ja jedna na milion zostałam twoją dziewczyną.
- No tak. I nasze dziecko jedno na milion będzie miało takich wyjątkowych rodziców - zaśmiał się - właśnie! Miałem ci coś puścić - sięga po laptopa i po chwili podaje mi słuchawki.
Zakładam je i wsłuchuję się w lecącą melodię.
[Odsłuchaj]
Słowa jak zwykle idealnie opisują to, co Justin czuje. Dalej wierzy w naszą miłość, dalej wierzy w nas. To ja przestałam wierzyć, że wszystko może się ułożyć. Przestałam wierzyć, że możemy być razem i możemy żyć szczęśliwie. Wolałam uciec, zamiast przyjąć konsekwencje jak normalny człowiek.
- Kocham cię - szepczę i całuję go w usta
- Nie uciekaj mi już, proszę - widzę zmartwienie na jego twarzy
- Nie będę, obiecuję.
- Dlaczego nigdy nie mówiłaś mi o swoim tacie? - zmienia nagle temat po chwili milczenia
- Bo go nie było. Pojawił się po naszym rozstaniu, kiedy chciałam mu podziękować za pomoc. Bez jego pieniędzy nie dałabym sobie rady. Tak jakoś wszystko się potoczyło, że on się bardziej interesował niż mama. Ona do tej pory nie wie, że jestem w ciąży. Nie dzwoni do mnie, nie kontaktuje się...
- Nie brakuje ci jej?
- Nie. Nie była najlepszą matką. Właściwie wychowałam się sama, a ona tylko mnie utrzymywała. Nie przeszkadza mi, że się nie odzywa.
- Julka?
- Hmmm?
- Boję się...
- Czego? - podnoszę się i parzę mu w oczy
- Że nie damy sobie rady. Boję się, że się rozstaniemy. Boję się wielu rzeczy. A co jeśli nie dam rady? Jeśli nie dorosnę i nie będę dobrym ojcem?
- Będziesz wspaniałym tatą. Jesteś idealnym chłopakiem, bratem i synem. Śpiewasz dla tysięcy ludzi, nagrywasz płyty, latasz po świecie. Dasz sobie radę z małym berbeciem - śmieję się
- Ty się nie boisz?
- Boję się, ale nie tego co ty. Boję się bólu i że coś może pójść nie tak. Boję się, że nie dam rady go urodzić.
- Jeszcze masz czas, żeby się martwić.
- No nie za dużo. Dwa miesiące.
- Te dwa miesiące bez was ciągnęły mi się w nieskończoność.
- Przepraszam cię, kochanie.
- Wiem, że robiłaś to dla mnie. Nie musisz przepraszać. Tylko nie rób tego więcej.
- Czułam się winna. Nie chciałam żeby ludzie pomyśleli, że łapię cię na dziecko. Poza tym, bałam się, że znienawidzisz mnie, za zniszczenie ci kariery.
- Julka, czemu tak myślisz? Nie zaszłaś w ciążę sama, ja też się do tego przyczyniłem - uśmiecham się lekko na wspomnienie naszych nocy. To było tak dawno - Wzięłaś na siebie nie swoją winę. Powinienem był bardziej myśleć o konsekwencjach. Nie sądziłem, że to może się nam przydarzyć.
- Dziecko?
Kiwnął głową.
- Nie chciałeś mieć dzieci? - dziwię się i przez chwilę czuję ukłucie w sercu
- Nie, źle mnie zrozumiałaś. Dopiero co się usamodzielniliśmy, zacząłem myśleć o naszej przyszłości, o miejscach, do których chciałem cię zabrać. Jesteśmy jeszcze jedną nogą w dzieciństwie, a już musimy się zająć własnym dzieckiem. Miałem nadzieję, że to się stanie trochę później - oddycham z ulgą
- Czyli... myślałeś o naszym wspólnym życiu?
- Oczywiście! A ty nie?
- Po naszej pierwszej wspólnej nocy. Kiedy patrzyłam na wielkie podwórko za naszym domem. Pomyślałam sobie wtedy, że będą miały się gdzie bawić.
- Miały? Jeszcze nie urodziłaś jednego, a myślisz o gromadce następnych? - śmieje się
- Jak na razie Fasolka mi wystarczy.
*Następnego dnia*
Z samego rana spakowaliśmy się, pojechaliśmy pożegnać się z tatą i już koło 12 siedzieliśmy w samolocie. 15 godzin lotu przespałam i obudziłam się dopiero czując niesamowite napieranie na pęcherz. Wstaję i idę zaspana do łazienki. Kiedy wychodzę, widzę Justina śpiącego smacznie w swoim fotelu. Jak zwykle ma lekko rozwarte usta i rozczochrane włosy. Wygląda jak mały chłopiec, zupełnie zrelaksowany. Siadam na swoje miejsce i wpatruję się w niego, dalej nie wierząc, że lecę do domu. Wszystko ułożyło się wręcz perfekcyjnie.
- Widzisz maluchu? Tata jest z nami, jedziemy do domu i już nie musimy się denerwować. Już niedługo będziemy na miejscu - głaszczę brzuch, na co dostaję kopniaka w odpowiedzi
Koło 8 rano jesteśmy już w Los Angeles i wsiadamy do samochodu. Za bramą płyty lotniska czeka tłum paparazzich, dziennikarzy i fanów. Nie pozwalają nam wyjść, a niektórzy nawet próbują otwierać drzwi. Patrzę przerażona na Justina, a on tylko ściąga brwi i czeka w ciszy. Wreszcie udaje nam się wyjechać na autostradę.
- Mamy przerąbane, prawda? - pytam ledwo dosłyszalnym szeptem
- Nie wiem. Może - patrzy na mnie zmartwiony - damy radę, nie martw się - uśmiecha się smutno, łapie mnie za rękę i odwraca się w stronę szyby.
Jezu, ja już chcę do domu. Chcę się zamknąć w bezpiecznej willi Justina i zapomnieć o wszystkim co złe.
Patrząc przez okno, zauważyłam, że zjeżdżamy nie w tą stronę co trzeba. Odwracam się do tyłu, myśląc, że może chcemy zgubić paparazzich, bo już nie raz tak robiliśmy. Kilka aut za nami jedzie, ale nie wiem czy ktoś nas śledzi czy nie. Postanowiłam, że zdam się na Dennisa, który co jakiś czas zerka w tylne lusterko, napotykając czasem mój wzrok i uśmiechając się lekko.
Wreszcie wjeżdżamy na jakieś nieznane mi osiedle. Jest bardziej nowoczesne niż Calabassas, mnóstwo "kanciastych" domów w bieli i brązie, sportowe samochody i trochę mniej kolorowe ogródki. Dojeżdżamy na sam koniec "osiedla" i po lekko zawiniętej drodze wjeżdżamy przez bramę na teren posesji. Cały dom jest szary, na drugim piętrze ma brązowe belki, które go ocieplają. Z dalej jadącego w górę podjazdu zjeżdża się do garażu podziemnego, ale my zatrzymujemy się przed schodkami. Justin wysiada pierwszy i pomaga mi wytoczyć się z samochodu. Patrzę oniemiała na budynek, na palmy rosnące wokół i na metalowe, lekko przerażające drzwi. Justin otwiera je i wchodzimy korytarzem do przestronnego pokoju dziennego, w większości przeszklonego. Za oknem rozpościera się niesamowity widok. Widać stąd całe Los Angeles! Staję jak wryta i patrzę na Justina.
- Podoba ci się? - pyta
- Tak, jest niesamowity, ale co my tu robimy? - pytam zupełnie ogłupiała
- Przez ostatnie miesiące dużo przeszliśmy, i ja, i ty. Wiele przykrych wydarzeń, które wolałbym zapomnieć przytrafiło się, kiedy mieszkaliśmy tam. Za każdym razem, kiedy wchodziłem do tamtego domu, miałem ochotę go zostawić w cholerę i zamieszkać w hotelu. Za dużo złych wspomnień... Pomyślałem, że powinniśmy zacząć wszystko od nowa, w nowym miejscu, z dala od tamtych gór, tamtego domu, tamtych okropnych, pustych pomieszczeń.
- Czyli...
- To nasz nowy dom - dokańcza za mnie
- Kupiłeś go? - wytrzeszczam oczy
- Tak. Dla nas. Jest mniejszy od poprzedniego, ale przytulniejszy, bardziej rodzinny. Poza tym, ten dom daje nam dużo prywatności, a ona będzie nam bardzo potrzebna.
Śmieję się sama do siebie. Nie wierzę, że Justin kupił nam dom. Piękny, nowoczesny, niesamowity dom ze snów, z bajecznym widokiem na miasto... Nasz dom.
- Chcesz zobaczyć resztę? - pyta łapiąc mnie za rękę
- Tak! Jasne! - wyrywam się z otępienia
Przechodzimy przez różne pomieszczenia, w tym salkę kinową, kuchnię, jadalnię, 6 łazienek, 3 sypialnie... nie... 4 sypialnie, ale ostatnia jest specjalna.
- O matko... - staję na środku pokoju i zakrywam usta dłonią
Jasny pokój, łóżeczko na środku, misie, pluszaki, kolorowe obrazki, dwa fotele, przewijak i masa innych pięknych rzeczy. Wszystko uniwersalne, jasne i nowoczesne, ale nie przesadnie.
- I co o tym sądzisz? - pyta opierając się o szafę i zakładając ręce na piersi
- Ja... ja... nie wiem co mam powiedzieć... To wszystko jest... cudowne. Po prostu cudowne... - przytulam się do niego i stoimy tak przez dłuższą chwilę.
- To tym się zajmowałeś, kiedy zniknąłeś na półtora miesiąca? - pytam cicho właściwie w jego ramie
- Nie. Przez półtora miesiąca szukałem cię po Europie.
- W takim razie kiedy zdążyłeś kupić dom?
- Kupiłem go 2 miesiące temu...
- Skąd wiedziałeś, że uda ci się mnie znaleźć i przekonać do powrotu?
- Bo ja się nie poddaję. Gdybyś nie chciała wrócić dobrowolnie, wziąłbym cię na ręce i zaniósł do Los Angeles - podnosi jedną brew chcąc być groźnym, na co ja się dźwięcznie śmieję.
Przez większość dnia rozpakowałam się tylko i dalej leżałam na leżaku opalając się na wielkim tarasie. Obok mnie siedział Justin z laptopem i słuchawkami na uszach.
Teraz leżę i wpatruję się w niego zza ciemnych okularów. Uśmiecham się do siebie delikatnie, nie wierząc we własne szczęście. Jego idealnie oświetlony profil, mocno zarysowana szczęka, perfekcyjne brwi, prosty nos i zniewalająco piękne, pełne usta. To wszystko mogę oglądać każdego ranka, każdego wieczoru. Na żywo. Z bliska. Mogę go dotknąć kiedy chce, przytulić, pocałować kiedy mam na to ochotę. Mogę być z nim wszędzie, a co najważniejsze, wiem co się z nim dzieje. Mogę go zapytać co się stało, czemu ma zły humor, jak mu minął dzień, co dzisiaj robił, co zamierza robić. Nie muszę się martwić, że nie otrzymam odpowiedzi na zadane mu pytanie. Ufa mi. Ja ufam jemu. Czy można wymarzyć sobie lepszy układ?
Wreszcie po godzinie odseparowania Justin ściąga słuchawki i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przekręca macbooka tak, żebym widziała ekran. Pokazuje mi zdjęcia dziewczyny, która przed nas wyskoczyła, zdjęcia samochodu, domu w Calabassas, zdjęcia Kennyego i parę innych, które mają najmniejsze znaczenie. Potem przewija na artykuł:
JUSTIN BIEBER ZOSTANIE TATĄ?!
Wczoraj po południu, w Paryżu pod firmą jednego z najbardziej wziętych przedsiębiorców we Francji jedna z fanek zdołała uchwycić Justina z jego byłą dziewczyną. Nic by nas tak nie zaskoczyło jak kryjąca się pod jej kurtką wielka piłka! Nie ulega wątpliwości, że Julia jest w ciąży, ale czy z Justinem? Może to był powód ich rozstania? Czy skoro widziano ich razem, wracają do siebie? Czy Bieber zajmie się swoją ukochaną i dzieckiem, czy też pozostawi je same sobie? Więcej informacji już wkrótce! Dajcie nam znać co o tym wszystkim sądzicie w komentarzach poniżej :)
Wzdycham ciężko i czytam komentarze. Nieskończona ilość wiadomości od rozgoryczonych fanek przeraża mnie, ale dalej czytam:
"To nie może być prawda! Wredna suka bierze go na dziecko! Tak się nie robi!"
"Jezu... Justin... W coś ty się wkopał? Gdzie mój Kidrauhl?! Oddaj mi go natychmiast! On jest nasz, nie twój!"
"Wiedziałam, że ona coś wywinie. Wygląda na taką."
Bez słowa siadam i podkulam nogi na tyle ile mogę. Przygryzam paznokieć kciuka i wpatruję się w miasto.
- Nie przejmuj się - szepcze Justin kucając przy mnie - poradzimy sobie. W końcu im przejdzie.
- Wiedziałam, że tak będzie... Teraz już tego nie unikniemy, wiem, ale to dalej mnie rusza...
- Nie możesz się przejmować wszystkim co o tobie piszą. My, nasi znajomi i rodzina wiedzą jak jest, a niech inni mówią co chcą - bierze moją rękę i całuje ją delikatnie
- Łatwo ci mówić, bo to o mnie piszą te świństwa. Wiedziałam od początku, że to mnie obwinią. Zawsze tak było. Ty jesteś dla nich idealny, perfekcyjny, nie popełniasz błędów i zawsze o wszystkim myślisz, a to każda z twoich dziewczyn przeżywała to wszystko na siłę starając się nie przejmować i skupić się na uczuciu. Ale tak się nie da Justin. Spytałeś się mnie czy się czegoś boję. Boję się tego, że nas rozdzielą. Że ludzie nas rozdzielą i nie damy naszemu dziecku rodziny. To jest to czego się naprawdę boję - łamie mi się głos, więc odwracam głowę, żeby się nie rozpłakać. Kilka głębokich wdechów dalej nie załatwia sprawy.
Justin odwraca moją głowę w swoją stronę i patrzy mi w oczy. Wstaje i podaje mi rękę żebym również wstała, a ja niechętnie się podnoszę.
- Kocham cię - przytula mnie i całuje w czubek głowy, a później w zagłębienie za uchem.
Czuję przyjemny dreszcz rozlewający się po moim ciele i zamykam oczy z rozkoszy jaką czuję.
- Tak pięknie pachniesz... - mruczy mi do ucha - jesteś wszystkim czego mi potrzeba do życia... Jesteś moim życiem... - jego głos rozbrzmiewa w mojej głowie i odbija się echem w moim sercu.
Dawna namiętność, którą zabito we mnie kilka miesięcy temu powoli budzi się do życia, ale dalej nieśmiało sięgam rękami pod jego koszulkę dotykając jego twardego, ciepłego torsu. Na plecach czuję jego dłonie zataczające przyjemne kółka, a na szyi czuję jego usta i język. Wreszcie wraca do moich ust i jeszcze bardziej się rozpływam.
Na podłodze ląduje jego koszulka i moja sukienka. Powoli kierujemy się do jednej z sypialni na parterze, jakbyśmy od dawna znali drogę. Nagle Justin bierze mnie na ręce, na co ja piszczę cicho i uśmiecham się w jego usta. Delikatnie kładzie mnie na chłodnej pościeli, która przy tej temperaturze daje cudowne ukojenie mojej rozgrzanej skórze.
Już po chwili Justin jest nade mną i całuje mnie delikatnie po ścieżce między moimi piersiami i obsypuje pocałunkami mój brzuch na co ja chichoczę. Gdy schodzi niżej i delikatnie głaszcze moje udo wracają wspomnienia. Wraca nasz pierwsza noc, następne po niej, przyjemne dni nad basenem, albo na plaży, ale niestety wraca też wspomnienie okropnego wieczoru, który wywrócił moje życie do góry nogami. Wraca strach, ale próbuję go stłumić moją potrzebą bliskości Justina. Zamykam oczy i próbuję się odprężyć. Biorę kilka głębokich wdechów i jest lepiej, ale dalej nie jestem spokojna.
- Wszystko w porządku? - Justin marszczy brwi i patrzy mi w oczy
- Tak... Wszystko okej - chcę być przekonująca, ale jak na złość łamie mi się głos i Justin to zauważa
- Boisz się, prawda?
- Tak... - szepczę, bo wstyd mi, że tak się zachowuję
- Wiesz, że nie masz czego, prawda? - głaszcze mnie delikatnie po włosach i bawi się pojedynczymi kosmykami
- Wiem, ale to silniejsze ode mnie. Przepraszam...
- Nie masz za co mnie przepraszać - uśmiecha się słodko i głaszcze mnie po policzku
- Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy, żeby znowu było tak idealnie jak jeszcze te parę miesięcy temu.
- Teraz nie jest idealnie? Ja mam ciebie, ty masz mnie. Jesteśmy w naszym domu, mamy spokój, możemy się powylegiwać na kanapie i nikt nam nie przeszkodzi...
Nagle dźwięk domofonu zagłusza ciszę, wybucham śmiechem, a Justin przewraca oczami i wstaje z łóżka. Ja w tym czasie się ubieram najszybciej jak potrafię i już po chwili stoję w kuchni i nalewam sobie wody z wielkiego dzbanka. Ledwo co zdążyłam podnieść szklankę do ust wpada Scooter i wydziera się na Justina, a ten z niewzruszoną miną idzie przed nim. Na moje nieme pytanie odpowiada wzruszeniem ramion i siada na kanapie, a za chwilę i ja wpatruję się we wściekłego Scootera.
- Jak mogliście być tak nieodpowiedzialni?! Zgłupieliście?! Miałeś uważać, Justin! Wszystko się ułożyło w logiczną całość, o Julii wszyscy zapomnieli, a ty miałeś już przygotowywać się do trasy w Ameryce Południowej! Teraz jesteśmy wszyscy skończeni, rozumiesz?! Koniec twojej kariery!
- Skończyłeś już się wydzierać? - Justin podnosi na niego wzrok i wpatruje się ze spokojem w twarz swojego managera - Czy już możemy normalnie porozmawiać?
Ja bez słowa wpatruję się w Scootera, ale on mnie ignoruje. Przeszywa wzrokiem Justina i powoli się uspokaja. Wreszcie zamyka oczy i siada na pobliskim fotelu.
- Wiem, o co ci chodzi, ale darcie się na nas nic nie zmieni. Stało się? Stało. Nie ma jak tego odkręcić. Nie będziemy się ukrywać. Mam zamiar normalnie żyć z moją rodziną, a ty mi tego nie ułatwiasz. Może to i koniec, ale wydaje mi się, że ja śpiewam, a nie robię program o własnym życiu prywatnym. W końcu się wszystko uspokoi...
- Nie wiem czy wiesz, ale twoja kariera opiera się na fanach. 90% twojej fanbazy to nastolatki, a skoro jesteś ich idolem kolejne 99% ubzdurało sobie, że może kiedyś z tobą będzie. Jasne, muzyka się liczy, ale to nie wszystko. Jeśli nie będziesz miał fanów, nie będziesz mógł robić muzyki.
- Myślisz, że jesteśmy głupi? Doskonale rozumiemy co się dzieje. Nie jesteśmy dziećmi. Oboje jesteśmy dorośli, możemy podejmować własne decyzje. Czy to ważne czy będziemy mieli dziecko teraz, czy za 5 lat? Tak się akurat złożyło, że wyszło teraz, a nie za 5 lat, ale to nie powód do załamania nerwowego milionów nastolatek.
- Wszystko fajnie, ale pomyślałeś co się stanie, jeśli się rozstaniecie? Powiedzmy, że ludzie uwierzą w to, że byliście gotowi stworzyć stabilną rodzinę, ale jeśli nagle coś się zepsuje? Któreś z was będzie miało piekło z życia.
- Teraz nie jest lepiej - wyrwało mi się bardziej do siebie niż do nich
Oboje odwrócili głowy w moją stronę.
- No co? Nie powiecie mi, że to teraz to sielanka... Scooter, wiem, że mam mało do powiedzenia w kwestii kariery Justina i to ty jesteś jego managerem. Nie powinnam ci mówić jak masz się zachowywać, ale wydaje mi się, że po to tu jesteś, żeby pomóc mu rozwiązywać problemy związane z wizerunkiem i z muzyką, a jedyne co robisz od początku to negujesz nasz związek.
- A czy widzisz jakieś racjonalne wyjście? Bo ja jakoś nie mam pomysłów.
- W tym momencie Justin sam podjął decyzję. Wybrał to wyjście, które uznał za słuszne. Rozumiem, że uważasz, że to ja tutaj jestem problemem, ale sama w ciążę nie zaszłam. Skoro to nasze dziecko, sami zdecydujemy czy mamy je wychowywać razem czy osobno. Chcemy tylko, żebyś zajął się wizerunkiem Justina, a resztę żebyś zostawił nam.
- Julka ma rację. Scoot, jesteś dla mnie jak rodzina, ale jesteś też moim managerem. Nawet gdybym chciał nie odkręcę już nic, więc po prostu zajmijmy się rozwiązywaniem teraźniejszego problemu.
- Rozmawialiście już z Pattie? Wie, że wróciłeś?
- Nie, jeszcze nie.
- Powinieneś do niej od razu zadzwonić. Znikanie na prawie 2 miesiące to głupota. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.
- Wiem, przepraszam. To się nie powtórzy, ale proszę przede wszystkim ciebie, przestań w końcu uważać mnie za dzieciaka, okej?
- Zachowuj się jak dorosły, to pomyślę.
Już po chwili Justin jest nade mną i całuje mnie delikatnie po ścieżce między moimi piersiami i obsypuje pocałunkami mój brzuch na co ja chichoczę. Gdy schodzi niżej i delikatnie głaszcze moje udo wracają wspomnienia. Wraca nasz pierwsza noc, następne po niej, przyjemne dni nad basenem, albo na plaży, ale niestety wraca też wspomnienie okropnego wieczoru, który wywrócił moje życie do góry nogami. Wraca strach, ale próbuję go stłumić moją potrzebą bliskości Justina. Zamykam oczy i próbuję się odprężyć. Biorę kilka głębokich wdechów i jest lepiej, ale dalej nie jestem spokojna.
- Wszystko w porządku? - Justin marszczy brwi i patrzy mi w oczy
- Tak... Wszystko okej - chcę być przekonująca, ale jak na złość łamie mi się głos i Justin to zauważa
- Boisz się, prawda?
- Tak... - szepczę, bo wstyd mi, że tak się zachowuję
- Wiesz, że nie masz czego, prawda? - głaszcze mnie delikatnie po włosach i bawi się pojedynczymi kosmykami
- Wiem, ale to silniejsze ode mnie. Przepraszam...
- Nie masz za co mnie przepraszać - uśmiecha się słodko i głaszcze mnie po policzku
- Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy, żeby znowu było tak idealnie jak jeszcze te parę miesięcy temu.
- Teraz nie jest idealnie? Ja mam ciebie, ty masz mnie. Jesteśmy w naszym domu, mamy spokój, możemy się powylegiwać na kanapie i nikt nam nie przeszkodzi...
Nagle dźwięk domofonu zagłusza ciszę, wybucham śmiechem, a Justin przewraca oczami i wstaje z łóżka. Ja w tym czasie się ubieram najszybciej jak potrafię i już po chwili stoję w kuchni i nalewam sobie wody z wielkiego dzbanka. Ledwo co zdążyłam podnieść szklankę do ust wpada Scooter i wydziera się na Justina, a ten z niewzruszoną miną idzie przed nim. Na moje nieme pytanie odpowiada wzruszeniem ramion i siada na kanapie, a za chwilę i ja wpatruję się we wściekłego Scootera.
- Jak mogliście być tak nieodpowiedzialni?! Zgłupieliście?! Miałeś uważać, Justin! Wszystko się ułożyło w logiczną całość, o Julii wszyscy zapomnieli, a ty miałeś już przygotowywać się do trasy w Ameryce Południowej! Teraz jesteśmy wszyscy skończeni, rozumiesz?! Koniec twojej kariery!
- Skończyłeś już się wydzierać? - Justin podnosi na niego wzrok i wpatruje się ze spokojem w twarz swojego managera - Czy już możemy normalnie porozmawiać?
Ja bez słowa wpatruję się w Scootera, ale on mnie ignoruje. Przeszywa wzrokiem Justina i powoli się uspokaja. Wreszcie zamyka oczy i siada na pobliskim fotelu.
- Wiem, o co ci chodzi, ale darcie się na nas nic nie zmieni. Stało się? Stało. Nie ma jak tego odkręcić. Nie będziemy się ukrywać. Mam zamiar normalnie żyć z moją rodziną, a ty mi tego nie ułatwiasz. Może to i koniec, ale wydaje mi się, że ja śpiewam, a nie robię program o własnym życiu prywatnym. W końcu się wszystko uspokoi...
- Nie wiem czy wiesz, ale twoja kariera opiera się na fanach. 90% twojej fanbazy to nastolatki, a skoro jesteś ich idolem kolejne 99% ubzdurało sobie, że może kiedyś z tobą będzie. Jasne, muzyka się liczy, ale to nie wszystko. Jeśli nie będziesz miał fanów, nie będziesz mógł robić muzyki.
- Myślisz, że jesteśmy głupi? Doskonale rozumiemy co się dzieje. Nie jesteśmy dziećmi. Oboje jesteśmy dorośli, możemy podejmować własne decyzje. Czy to ważne czy będziemy mieli dziecko teraz, czy za 5 lat? Tak się akurat złożyło, że wyszło teraz, a nie za 5 lat, ale to nie powód do załamania nerwowego milionów nastolatek.
- Wszystko fajnie, ale pomyślałeś co się stanie, jeśli się rozstaniecie? Powiedzmy, że ludzie uwierzą w to, że byliście gotowi stworzyć stabilną rodzinę, ale jeśli nagle coś się zepsuje? Któreś z was będzie miało piekło z życia.
- Teraz nie jest lepiej - wyrwało mi się bardziej do siebie niż do nich
Oboje odwrócili głowy w moją stronę.
- No co? Nie powiecie mi, że to teraz to sielanka... Scooter, wiem, że mam mało do powiedzenia w kwestii kariery Justina i to ty jesteś jego managerem. Nie powinnam ci mówić jak masz się zachowywać, ale wydaje mi się, że po to tu jesteś, żeby pomóc mu rozwiązywać problemy związane z wizerunkiem i z muzyką, a jedyne co robisz od początku to negujesz nasz związek.
- A czy widzisz jakieś racjonalne wyjście? Bo ja jakoś nie mam pomysłów.
- W tym momencie Justin sam podjął decyzję. Wybrał to wyjście, które uznał za słuszne. Rozumiem, że uważasz, że to ja tutaj jestem problemem, ale sama w ciążę nie zaszłam. Skoro to nasze dziecko, sami zdecydujemy czy mamy je wychowywać razem czy osobno. Chcemy tylko, żebyś zajął się wizerunkiem Justina, a resztę żebyś zostawił nam.
- Julka ma rację. Scoot, jesteś dla mnie jak rodzina, ale jesteś też moim managerem. Nawet gdybym chciał nie odkręcę już nic, więc po prostu zajmijmy się rozwiązywaniem teraźniejszego problemu.
- Rozmawialiście już z Pattie? Wie, że wróciłeś?
- Nie, jeszcze nie.
- Powinieneś do niej od razu zadzwonić. Znikanie na prawie 2 miesiące to głupota. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.
- Wiem, przepraszam. To się nie powtórzy, ale proszę przede wszystkim ciebie, przestań w końcu uważać mnie za dzieciaka, okej?
- Zachowuj się jak dorosły, to pomyślę.
czekam na następne :) uwielbiam
OdpowiedzUsuńSuper :) Czekam nn
OdpowiedzUsuńSupcio kocham to next please :***
OdpowiedzUsuńlove <3
OdpowiedzUsuńBoski *.* Pisz nn <3Czekammm
OdpowiedzUsuńKiedy bedzie 2 ? <3
OdpowiedzUsuń